Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Inne
RADOSŁAW ZAWROTNIAK: 24 godziny na dobę z żoną!2009-12-24 11:28:00 Małgorzata Syrda-Śliwa

Pierwsze małżeńskie święta spędzają w tym roku Beata Tereba i Radosław Zawrotniak. Wicemistrz olimpijski z Pekinu pojął za żonę pannę Beatę, również szpadzistkę, w sierpniu, ślubu udzielał im kardynał Stanisław Dziwisz. - Co tak uświęcone, nie może tracić blasku - mówi o małżeńskim stanie szpadzista AZS AWF Kraków.


- To pierwsze wasze małżeńskie święta. Trzeba było zawrzeć kompromis, u której rodziny je spędzacie?


BEATA TEREBA: - Zaczynamy u mojej mamy, a więc Wigilię i pierwszy dzień świąt spędzamy w Warszawie. Wieczorem przyjeżdżamy do Krakowa i w drugi dzień Świąt będziemy u rodziców Radka.

- Czy inne sprawy z życia młodego małżeństwa też już rozwiązane?


RADOSŁAW ZAWROTNIAK: - Wciąż mamy kłopot z mieszkaniem. Cały czas prosimy prezydenta miasta Krakowa o przydzielenie nam jakiegoś lokum. Wierzymy, że będzie łaskawy. Na razie mieszkamy nadal w hotelu asystenckim.

BEATA: - A jeśli chodzi o dzieci, to póki co jeszcze się nie decydujemy. Trenuję szermierkę, mam nadzieję zakwalifikować się do igrzysk w Londynie.
RADOSŁAW: - I tak się porobiło w szermierce, że dziś to Beata ma bardziej realne szanse na zdobycie medalu olimpijskiego w Londynie niż ja. A to dlatego, że drużyna szpadzistek, której członkinią jest Beata, a zdobyła z nią już medal mistrzostw Europy, stoi bardzo wysoko w rankingu światowym, a turniej drużynowy szpadzistek na pewno na igrzyskach będzie. Mam nadzieję, że uda się wywalczyć kwalifikację na igrzyska, a tam już wszystko jest możliwe. Beata była czołową postacią drużyny szpadzistek, ale przez szereg kontuzji mięśnia dwugłowego uda, a więc trudno wyleczalny uraz, wypadła z zespołu. W tym momencie wraca do formy. Po turniejach kontrolnych w Polsce wiemy, że bardzo dobrze walczy i dobija się do elity. Na obozach kadry już wygrywa z polską czołówką, trener kadry jest z niej bardzo zadowolony.
BEATA: - Mamy ścisłą ósemkę zawodniczek w kadrze, jestem w niej, każda z nas ma szansę być w drużynie narodowej.
RADOSŁAW: - Ja swoje w życiu zrobiłem, mam medale igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata i Europy, a teraz czekam aż Beatka będzie je miała.


- Wiadomość o tym, że turnieju drużynowego szpadzistów nie będzie na igrzyskach w Londynie zupełnie Pana nie zmartwiła. Dlaczego? Przecież to mogła być szansa na powtórzenie sukcesu z Pekinu?


- Nie można płakać nad rozlanym mlekiem ani ustawiać się od razu, że indywidualnie w Londynie na pewno się nie uda. Trzeba myśleć pozytywnie, moja pani psycholog Marzanna Herzig zawsze tak mówi, że w najgorszej rzeczy można znaleźć coś pozytywnego. Wiem na co mnie stać. Na igrzyska w Pekinie zakwalifikowałbym się też indywidualnie, potrafię wygrać indywidualnie Puchar Świata. Myślę, że stać mnie na taki sam medal na igrzyskach w Londynie. Wszystko zależy od tego, czy będę zdrowy, jak się ułoży rywalizacja w Polsce i na świecie. To jeszcze bardzo dużo czasu i bardzo wiele może się wydarzyć. Łącznie z tym, że jednak turniej drużynowy szpadzistów będzie w programie olimpijskim.


- Chociaż MKOl dotąd trzymał się zasady rotacyjnego udziału poszczególnych broni w turnieju olimpijskim?


- Światowa federacja nie wystosowała jeszcze oficjalnego komunikatu w tej sprawie. Komitet Wykonawczy MKOl podjął decyzję o tym, że w Londynie ma nie być turnieju drużynowego szpadzistów, ale głosowania wszystkich członków jeszcze nie było. Rzeczywiście biorąc pod uwagę rotacyjny system pojawiania się konkurencji na igrzyskach, wypada na to, że sprawiedliwa byłaby nieobecność męskiej szpady, ale to akurat najpopularniejsza broń na  świecie, najliczniej reprezentowana. Udział niektórych państw w igrzyskach byłby przy jej nieobecności całkiem niemożliwy, bo w nich uprawia się tylko szpadę. Można się obawiać, czy decyzja o wyłączeniu turnieju szpadzistów z igrzysk nie spowoduje całkowitego upadku szermierki w nich, a to wpłynie na popularyzację dyscypliny. W dodatku szpada jest też jedną z konkurencji pięcioboju. Ta cała sieć powiązań może zadecydować o zmianie decyzji. Oznaczałoby to jednak, że jeśli nas nie wyrzucą, to wyrzucą inną z konkurencji i ktoś inny też będzie płakał. Przy samym turnieju indywidualnym igrzyska będą łatwiejsze, nie jedzie trzech Francuzów czy Włochów, ale jeden albo dwóch. Trudniej się będzie na igrzyska dostać niż walczyć tam o medal.

- Skoro żyjecie tak intensywnie sportem, to na pielęgnowanie waszego młodego związku małżeńskiego macie czas?

RADOSŁAW: - Wykonujemy do siebie milion telefonów dziennie, dużo ze sobą przebywamy. Jeśli nie jesteśmy na zgrupowaniach kadry, to towarzyszymy sobie wszędzie, 24 godziny na dobę. Chyba niewielu ludzi tak robi.


- To trochę niebezpieczne dla związku, jeszcze się sobą znudzicie...


BEATA: - Odskocznią są więc wyjazdy na zgrupowania kadry.


- Pani się chyba nie zdążyła sprawdzić w roli gospodyni rządzącej kuchnią...


- W hotelu asystenckim o to trudno, ale kiedy wracam do rodziców do Warszawy, to pierwsze co robię, to zajmuję kuchnię i robię wszystkim posiłki, lubię eksperymentować w gotowaniu, jestem wtedy w swoim żywiole.


RADOSŁAW: - Ja w kuchni jestem pasożytem i nicponiem...


- Cenne, że się Pan do tego przyznaje...


RADOSŁAW: - No tak i zawsze obiecuję, że się poprawię, ale na razie jakoś mi to nie wychodzi.


- Skoro święta spędzacie u rodziny, to chyba omijają Was wszelkie związane z nimi obowiązki.


- O nie, postaramy się przyjechać do Warszawy wcześniej, żebym uczestniczyła w przygotowaniach, a jeśli nie, to na pewno będę miała gotowe śledzie pod wszelkimi postaciami i barszcz czerwony, a mam idealny przepis. Na wigilijnym stole na pewno będzie 12 potraw.


- Liczne grono rodziny zasiądzie przy świątecznym stole?


RADOSŁAW: Liczne, bardzo lubimy takie wielkie rodzinne świętowanie, nikt się z niego nie wyłamuje.
BEATA: Ale teściowie się w tym roku nie odwiedzą. Moi rodzice mają dużego psa, podróżować z nim się nie da. Rodzice Radka nie podróżują już tak często.


- Planujecie hucznego Sylwestra?


RADOSŁAW: - Spędzamy go w Krakowie. Najpierw śniadanie z prezydentem miasta Krakowa w Wierzynku, potem biegniemy w Biegu Sylwestrowym, następnie  spędzamy trzy godziny z Robertem Korzeniowskim, a na koniec idziemy w swoje tany. Pójdziemy do knajpki jazzowej.
BEATA: Różnie z tym sylwestrem bywa. Czasem z wielkich przygotowań wychodzi smętna zabawa, a czasem całkowicie spontanicznie zorganizowana impreza okazuje się znakomita. Ważne jest towarzystwo.

- Czego wam życzyć świątecznie i noworocznie?


RADOSŁAW: - Własnego mieszkania i zdrowia, bo ono u sportowca jest rzeczą najważniejszą, o tym się już wielokrotnie przekonywaliśmy.


Małgorzata Syrda-Śliwa
zawrotniak zona w 45.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty