Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Na topie
Rzeszowski dreszczowiec na początek przygody z Ligą Mistrzów2009-12-02 22:56:00

Asseco Resovia zaczęła zgodnie z planem, ale potem w spotkaniu ze słoweńskim ACH Volley Bled długo miała pod górkę. Urwała się ze stryczka w ostatniej chwili, zwyciężając w tie-breaku. Dla wicemistrza Polski była to historyczna, pierwsza wygrana w Lidze Mistrzów siatkarzy. W następną środę, o godzinie 20, rzeszowianie zmierzą się w stolicy Francji z Paris Volley.


Asseco Resovia - ACH Volley Bled 3-2 (25-21, 22-25, 26-28, 25-14, 16-14)

Asseco Resovia: Redwitz, Papke, Grzyb, Kreek, Gierczyński, Akhrem, Ignaczak (libero) oraz Oivanen, Ilić, Wika, Perłowski.
Bled: Petković, Venno, Pajenk, Flajs, Gato, Vidić, Lewis (libero) oraz Sket, Vincić, Jakopin.
Sędziowali Mihajło Melnyk (Ukraina) i Fotios Lekkas (Grecja). Widzów: 4000.

 

Już pierwszy set mógł zaniepokoić kibiców. Skończył się dla Resovii szczęśliwie, ale gołym okiem było widać, że drużyna ma problemy. Lekka zagrywka gospodarzy nie robiła Słoweńcom krzywdy, brakowało też atakującego z prawdziwego zdarzenia, bo niesamowicie eksploatowany w tym sezonie Aleh Akhrem długo budził się do życia. Volley prowadził 20-18 i wtedy trener "pasiaków" Ljubo Travica wpuścił na boisko Mikko Oivanena. To był strzał w dziesiątkę, choć Fin nadal cierpi z powodu kontuzji kolana (grał na zastrzykach przeciwbólowych) i daleko mu do optymalnej formy.
Mimo wszystko wydawało się, że resoviacy pójdą za ciosem. Tyle tylko, że zaczęło się rozdawanie prezentów. Irytowały zwłaszcza zepsute zagrywki. W ten sposób oddaliśmy Słoweńcom w meczu aż 18 punktów. Pal licho, żeby to jeszcze były serwy soczyste, obarczone odpowiednią dozą ryzyka...
Travica widział, że sytuacja się komplikuje, więc reagował. Wpuścił na boisko Marcina Wikę i Łukasza Perłowskiego, ale efektów - jeszcze - nie było. Rywale grali konsekwentnie, wykorzystując każde potknięcie rzeszowian. Mieli przewagę na środku siatki, bo Wojciech Grzyb zapomniał, że to on jest wicemistrzem świata. Dobrze rozgrywał Serb Veljko Petković, zaś Estończyk Oliver Venno atakował z piekielną mocą, czasem z wysokości drugiego piętra. Pachniało niespodzianką, bo po godzinie gry to Słoweńcy prowadzili 2-1. Jednak prawdziwe emocje dopiero miały się pojawić.
W czwartej partii rzeszowianie nareszcie zaczęli serwować jak mężczyźni, Wika i Akhrem rozkręcili się na dobre, a Krzysztof Ignaczak, cichy bohater spotkania, w obronie wyczyniał istne cuda. Nie było dla niego straconych piłek, więc raz za razem zatrzymywał się na reklamowych bandach. Zbudowanych z solidnych, drewnianych desek.
Tie-break rozpalił widownię. Zaczęło się od prowadzenia Resovii 2-0, ale zmiana stron następowała przy wyniku 5-8. Goście bili się dzielnie, wymiany stawały się coraz dłuższe, stojący na średnim poziomie mecz nabrał rumieńców. Resoviacy nie potrafili zatrzymać Venno, ale w samej końcówce 19-latek nie wytrzymał napięcia i zepsuł dwie piłki. W ważnym momencie pomylił się również Oivanen, ręki nie zwolnił natomiast Wika. Można było odetchnąć, bo na szalone świętowanie większość kibiców nie miała już sił.

 

Zobacz także:

 

Wyniki i tabele Ligi Mistrzów


dsc_1001.jpg


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty