Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Euro 2012 > Wiadomości ME 2012
RYSZARD NIEMIEC o bulwersującej polityce wynagradzania tak zwanych menadżerów w spółkach EURO 20122013-03-17 12:34:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (177)

Dziki kraj, barbarzyńskie premie!


Jeśli przy organizacji mistrzostw jednego kontynentu w jednej dyscyplinie sportowej dało się wyprowadzić miliony złotych na prywatne konta, tytułem premii, to nieporównanie więcej da się skasować przy szykowaniu zimowych igrzysk olimpijskich, wbrew logice forsowanych dla Krakowa i Zakopanego? Ciekawy argument, nakazujący stuknięcie się w głowę, podrzuciła ubiegłotygodniowa pogoda, odcinając na dobę Zakopane od reszty kraju!


No, ale dziś chcę się pochylić nad bulwersującą polityką wynagradzania tak zwanych menadżerów, zatrudnionych przez ministra Mirosława Drzewieckiego do kierowania państwowymi spółkami nadzorującymi przygotowania do EURO 2012…


Na łamach Gazety Krakowskiej nie starcza miejsca, aby ten przekręt, wołający o pomstę do nieba, skomentować w miarę wszechstronnie. To, że politycy rwą się do pieczenia swoich finansowych półgęsków przy inwestycjach szykowanych do wielkich imprez, takich jak EURO, stało się jasne, gdy PiS-owski minister Tomasz Lipiec planował obrywy z inwestycyjnego budżetu Budowy Stadionu Narodowego. Sutą zaliczkę biznesowi partnerzy już nieśli, niestety, chłopcy z CBA nieco się pospieszyli i shaltowali gości tuż przed siedzibą ministerstwa.


Na taki numer następca Lipca, czyli skarbnik Platformy Obywatelskiej, minister „Miro” Drzewiecki, jako człowiek inteligentniejszy od poprzednika, pozwolić sobie nie chciał. A jednak koszty budowy stołecznego obiektu, nie dość, że mocno skomprymowane funkcjonalnie, praktycznie zostały podwojone, jeśli do tego dodać poprawki z winy inwestora. Całym, rozległym programem inwestycji miała zarządzać spółka państwowa, potocznie nazywana „Peelką”. Na jej czele stanęło grono zuchów, bez osiągnięć zawodowych, ale za to solidnie związanych towarzysko i organizacyjnie ze sternikami nawy państwowej. Gdyby dziś sięgnąć do założeń harmonogramowych i kosztowych programu ogólnopolskiego budownictwa związanego z zeszłorocznymi mistrzostwami, okaże się, że chłopcy wszędzie dali dupy. O autostradach szkoda mówić, o drogach szybkiego ruchu tak samo, podobnie dojazdach, parkingach naziemnych i podziemnych, infrastrukturze lotnisk i dworców… Opóźnienia w cyklach wznoszenia stadionów najpierw ukrywano przed opinią publiczną, a potem nadrabiano szturmowszczyzną, windując koszty wykonawstwa. Generalnie trudno mówić o jakimkolwiek przedterminowym wykonywaniu zadań, za które teraz panowie mają otrzymać po milion trzysta tysięcy złotych nagrodowej premii (Marcin Herra i Andrzej Bogucki)!!!


Kwintesencją nieudacznictwa w zarządzaniu stały się perypetie z oddaniem do eksploatacji obiektu, nie wiedzieć czemu, nazywanym Narodowym Centrum Sportu. Najpierw oddano do użytku sfuszerowane, grożące katastrofą budowlaną schody dla widzów, potem nie dano rady zsynchronizować wewnętrznej telekomunikacji, co groziło niebezpieczeństwem pożarowym, a ukoronowaniem partactwa okazała się płyta stadionowa, fatalnie dobrana, marnej jakości, zużywająca się po krótkotrwałym użytkowaniu. Cała Polska widziała bezbrzeżną nieudolność zawiadowców obiektu, którzy pozwolili zbudować bajecznie drogi gadżet, jakim jest ruchomy dach, aliści nienadający się do rozpostarcia wtedy, kiedy jest to koniecznie z przyczyn pogodowych (śnieg, deszcz). No, i doszło do mega kompromitacji: mecz eliminacyjny do mistrzostw świata z Anglią nie doszedł do skutku, bo murawa stadionu została zalana deszczówką. Dachu nie dało się zasunąć, a „oszczędnościowa nawierzchnia” zamieniła się w dno… basenu! Za te osiągnięcia pan Rafał Kepler, włodarzący z takim skutkiem stadionem, stał się beneficjentem premii umownej w wysokości prawie 600 tysięcy złotych! Zaalarmowana opinia publiczna nie pozwoliła Joannie Musze wypłacić tej kasy, ale koleś nie odpuścił, poszedł do sądu i pewnie swoje odzyska. Pan Drzewiecki zadbał przecież, aby kontrakty z jego ferajną były papierami mocnymi, nie do podważenia w sądowej przepychance. Rządzi w kraju, jak by nie było, partia liberalna, dla której kontrakt menadżerski to sacrum. Wie o tym dobrze pani ministra i broni bandyckich wypłat jak niepodległości. Powiada, że Herra i Bogucki mieli do wykonania zadanie godne Heraklesa, a UEFA wysoko oceniła organizację EURO 2012. Sami inkasenci maja równie wysokie mniemanie o swoich zasługach, porównując nasz turniej 16 drużyn piłkarskich z letnimi igrzyskami w Londynie, z czego ma wynikać ich wyższa efektywność!


Od siebie dodajmy, że jest obyczajem szefów UEFA dziękowanie władzom państwowym za przeprowadzone mistrzostwa, więc nie jest to żaden dowód potwierdzający zasadność gigantycznych premii, a już sama chęć porównywania piłkarskiego EURO z olimpiadą letnią, całkowicie dyskwalifikuje resztki kompetencji tych, pożal się Boże, menadżerów! Na marginesie warto zauważyć, że mocne wsparcie dla rozbuchanych aspiracji finansowych Herry i Boguckiego zadeklarował Andrzej Nartowski - szef Polskiego Instytutu Dyrektorów. Uznał on zadania spoczywające na tych łżemenadżerach jako wysoce skomplikowane, ale wykonane z powodzeniem, więc kasa się należy. Brawo, panie dyrektorze!


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty