Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Ligi zagraniczne > Wiadomości ligi zagraniczne
JERZY CIERPIATKA zastanawia się jak potraktować opinię Burgsmüllera na temat Lewandowskiego2012-01-27 22:44:00 Jerzy Cierpiatka

ZAMIAST DOGRYWKI (95)

O kimś, kto nie nosi różowych okularów


Człowiekowi zawsze lżej na duszy, kiedy wraca Bundesliga. A czuje się świetnie, gdy może oglądać takie mecze jak ten z udziałem Hamburger SV i Borussii Dortmund. Wynik piękny, bo „nasi” wygrali aż 5-1, na dodatek w głównych rolach wystąpili Kuba Błaszczykowski i Robert Lewandowski. I byłoby naprawdę wszystko cacy, gdyby na temat "Lewego” nie zabrał głosu Manfred Burgsmüller.

Burgsmüllera pamiętam doskonale, choć w jego przypadku nie było okazji do naocznego zweryfikowania umiejętności Manfreda. Paradoks, ale facet, który ma na koncie prawie 450 występów bundesligowych i strzelił ponad 200 goli, bodaj ani razu nie zaistniał na ekranach polskich telewizorów. Bo nawet, kiedy przez ładnych kilka sezonów bronił barw Borussii Dortmund, to akurat na ten parszywy okres drugiej połowy lat 70. i wczesnych następnej dekady BVB zdecydowanie bardziej dołował ku czeluściom piekielnym, niż pukał do nieba bram.

Manfred nigdy nie zaistniał na poważnie w drużynie narodowej, za to był prawdziwym paniskiem przy uwzględnieniu ligowych standardów. Miał świetne notowania, na co zresztą solidnie zapracował. I jeśli zdarzają się takie „egzemplarze” jak Burgsmüller, to zawsze w tych i podobnych sytuacjach używać trzeba określenia „ktoś, kto nie może żyć bez sportu”. Manfred dopiero po ukończeniu „40” pożegnał się z uprawianiem futbolu, ale wcale nie oznaczało to, że na ekranie pojawił się wyraz „Ende”. Minęło, bagatela, następnych kilka lat i zobaczyliśmy Burgsmüllera w zupełnie nowej roli. W 1996 zasilił barwy Rhein Fire w europejskiej wersji rozgrywek NFL. Z racji dawnego talentu stał się kopaczem w futbolu amerykańskim i robił to doskonale. Dwa razy nawet triumfował wraz z kolegami w World Bowl, a niezależnie od tego przeszedł do historii jako najstarszy gracz tej dyscypliny. Z chwilą zakończenia kariery Manfred liczył bowiem 52 lata...

Z pozycji emerytowanego weterana Burgsmüller wziął ostatnio na tapetę Lewandowskiego i w przeciwieństwie do chóru piejących z zachwytu zaśpiewał nieco innym głosem. Katalog zauważalnych przez Manfreda mankamentów „Lewego” obejmował jeszcze zbyt małe doświadczenie, marnowanie za wielu okazji i wlepianie się w piłkę jak sroka w gnat. Innymi słowy, za częste pomijanie lepiej ustawionych partnerów. Niezależnie jednak od krytycznych uwag Burgsmüller przyznał, że przeciwko ulubieńcom części Hamburga rozegrał Lewandowski doskonałą partię. Zaś sposób strzelenia gola na 2-0, po wcześniejszym zagraniu na nosach Heiko Westermanna, Dennisa Aogo i Jaroslava Drobnego, rzucał na kolana. W konkluzji postawił Burgsmüller optymistyczny akcent na perspektywach polskiej reprezentacji w obliczu EURO. Oczywiście przy obowiązkowym postrzeganiu w Lewandowskim jednego z kluczowych oficerów armii generała Franciszka Smudy.

Jak potraktować opinię Burgsmüllera? Zacznę od wartości smakowych, bo takimi akcjami jak przy golu na 2-0 delektować się trzeba jak najdłużej. To rzeczywiście było arcydzieło sztuki kulinarnej. I swoboda w chwili zakładania „siatki” Westermannowi, i okręcenie sobie Aogo wokół dużego palca, i odesłanie Drobnego w rewiry totalnej bezsilności - to wszystko stało na absolutnie światowym poziomie. Warto przy tym zwrócić uwagę na całkowitą intencjonalność poczynań Lewandowskiego w każdym segmencie jego iście niesamowitej akcji. Nie było ani krzty przypadku, jeno skrupulatne i celowe przygotowanie, a na koniec bezwzględne wykonanie egzekucji. „Z zimną krwią”, jakby napisał Truman Capote.

Ten gol, choć nie tylko, stanowi potwierdzenie pewnego zjawiska. Coraz bardziej zauważalnego od miesięcy, sprawy ewidentnej nawet dla profana. Lewandowski - bynajmniej nie mający w początkowym okresie podanego na tacy miejsca w podstawowym składzie Borussii, bo niby dlaczego - przestał terminować u Jürgena Kloppa, o czym obaj już dawno zapomnieli. Teraz akcja rozgrywa się na zupełnie innym gruncie, Lewandowski bez niczyjej pomocy może czuć się na nim całkiem pewnie. To daje komfort, choć łatwo go stracić przy zawsze niebezpiecznym, zresztą dla każdego, popadaniu w samouwielbienie.

Z bardzo dynamicznego rozwoju talentu Lewandowskiego oczywiście należy się wielce cieszyć. To całkiem inny „Lewy”, niż w chwili zasilenia barw Borussii. Czy zatem Burgsmüller bredzi od rzeczy, kiedy wytyka Lewandowskiemu błędy? A, to już całkiem inny temat... Prowokowany przez kogoś, kto na bundesligowej piłce zjadł zęby. I kto nie ma żadnego powodu, aby bezpodstawnie deprecjonować klasę „Lewego”. Problem natomiast w tym, że odarty z polskich emocji Burgsmüller wcale nie musi patrzeć na Lewandowskiego wyłącznie przez pryzmat różowych okularów. My natomiast niby też nie musimy, ale jednak tego chcemy. I robi się różnica... Oby jak najszybciej i dla obu stron tylko subtelna. A najlepiej żadna.

JERZY CIERPIATKA


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty