Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC o przedstawicielach biznesu pragnących zbawiać polskę piłkę klubową i nie tylko klubową...2016-10-08 15:52:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (365)

Luźne myśli o prezesach


Proces cywilizowania przedstawicieli biznesu pragnącego zbawiać polską piłkę klubową trwa tyle, ile lat minęło od zmiany ustroju. Niestety, napotyka furt na przeszkody, które uniemożliwiają ich pełną adaptację społeczno-zawodową dżentelmenów, z głową wypełnioną literą i duchem kodeksu handlowego.


Zaczęło się od Kapelczaków, Stajszczaków, Paluchów, Krzyżostaniaków, którzy przejmowali ligowe kluby z rąk generałów LWP Śląskiego i Pomorskiego Okręgów Wojskowych (Śląsk Wrocław i Zawisza Bydgoszcz) i pułkowników MO i SB (Olimpia Poznań). Wnieśli do piłki barbarzyńską werwę i przekonanie o wszechmocy pieniądza, także na gruncie wyczynu. Zarobili kasę na półlegalnych operacjach spirytusowo-kantorowo-hurtownianych i koniecznie chcieli ją pomnożyć na działalności w ligowym futbolu. Przecierali szlaki następcom, że wspomnę Rutkowskiego, Ptaka, Zarębskiego, Dudę, Niemyjskiego, Buchnera, Sieję, Górkę, Bekdasa, Pawelca, ale po drodze próbowali przejąć kontrolę nad PZPN, co miało miejsce na przykład podczas zjazdu sprawozdawczo-wyborczego 1995. Obowiązujące normy prawne i regulaminy związkowe, stojące na straży takich wartości jak zasada fair play, obiektywizm, szacunek dla rywala, zwłaszcza pokonanego, zachowanie dystansu od świata polityki, unikanie utowarowienia efektów rywalizacji sportowej, były dla nich przeszkodą. Najchętniej by je usunęli z zestawu pryncypiów przypisanych dyscyplinie od zarania. Starali się stworzyć alternatywne zespoły wartości, na czele których widniała zasada zysku i dążenie do jego osiągnięcia dowolnymi metodami. Aby osłonić niecne, własne praktyki, okrzyknęli siebie nosicielami nowoczesności i efektywności, przy okazji przypisując piłkarstwu PRL same błędy i wypaczenia, zwłaszcza przekręty korupcyjne, jako sposoby rozstrzygania zawodów. Owszem, miniona słusznie epoka ma niejedno za uszami, ale systemowy handel punktami, a nawet bramkami (1993: Wisła - Legia 0:6, ŁKS - Olimpia 1:7) zainstalowali na stałe przedstawiciele polskiej odmiany dzikiego kapitalizmu - najeźdźcy i okupanci klubów piłkarskich. Swoje buractwo i niekompetencje pokrywali gromkimi hasłami reformowania siermiężności dyscypliny i ekscentrycznymi sposobami zachowania się i jeszcze bardziej zdumiewającymi metodami osiągania sukcesów. Ich przykładem były mistrzostwa Polski zdobyte przez Legię Rutkowskiego w sezonach 1994 i 1995, czy ŁKS Antoniego Ptaka w 1998…


Faza podstolikowa rozstrzygania walki o prymat ligowy trwałaby w nieskończoność, gdyby nie ustawa penalizująca działalność korupcyjną w sporcie wyczynowym z lipca 2003 roku. Odtąd rozpasane deptanie zasad czystej gry w polskiej piłce słabnie w rytmie zamykania wykonawców poleceń oligarchów futbolowych. Oni sami pod wpływem zagrożeń pierzchają z pola walki biznesowej, wycofują się z futbolu klubowego, zadowoleni, że jakimś cudem nie skosztowali więziennego chleba. Uosobienie kryminalnego nikiforyzmu futbolowego, wspomniany już łżeanimator sukcesów ŁKS - Ptak musiał zwijać żagle i zacumować w dalekiej Brazylii, unikając tym samym skwitowania się z hurtowym zakupem ligowych punktów. Po wpadce przestępczej grupy Fryzjera, który wdrożył do praktyki wyczynu piłkarskiego ogólnopolską sieć nielegalnego rynku korupcyjnego, którego geneza sięga kariery Amiki Wronki, podziemie oligarchiczne ustąpiło pola. Mętna woda zalewająca dyscyplinę zaczęła się oczyszczać, „nowatorzy” przeszczepiający metody handlu wewnętrznego na żywy organizm profesjonalizującego się zwolna futbolu ligowego, nie widzieli już w nim interesu. Nowa fala inwestorów wkraczała doń bez oszukańczych motywacji, przedestylowana i przefiltrowana przez sieci zabezpieczających piłkarstwo przed najazdem Hunów. Byli to reprezentanci poważnego, transparentnego biznesu, tacy jak właściciele ITI i TVN - Walter i Wejchert, TeleFoniki - Cupiał, ComArchu - Filipiak, Wrocławskiego Centrum Finansowego - Kuchar, J.W. Construction - Wojciechowski… Można im było zarzucić, że ich modus operandi w prowadzeniu Legii, Wisły, Cracovii, Lechii, Polonii, nie zawsze przynosiło sukcesy sportowe, ale zasadom etyki w sporcie się nie sprzeniewierzyli. Każdy z nich miał słabość do kibiców, wychodząc z założenia, iż bez ich obecności i to masowej, na trybunach, nie dopnie się budżet klubowy. Ta, najczęściej nieodwzajemniona, miłość skutkowała rosnącym dyktatem kibolstwa w sprawach klubowych, prowadziła do rujnowania budżetów z powodu zamykania stadionów przez władze piłkarskie i administracyjne. Ciągoty autokratyczne prowadziły ich do niekonwencjonalnych metod ręcznego sterowania poczynaniami trenerów, których kochali zwalniać i przyjmować nowych, do żonglowania zawodniczymi transferami. Każdorazowe wkraczanie wspomnianych właścicieli-prezesów skutkowało przeszarżowaniem rynkowych cen na zawodników, co w konsekwencji zakłócało równowagę finansową klubach i niekiedy prowadziło do skraju bankructwa, jak to miało miejsce w Widzewie Cacka i Polonii Wojciechowskiego.


Ten drugi, po latach odseparowania się od piłki klubowej, objawia się nam jako kandydat na prezesa PZPN! Zza deklaracji stawania w szranki rywalizacji o fotel związkowy wyziera podejrzenie podobieństwa obowiązków prezesowskich w PZPN do tego, co było udziałem  Wojciechowskiego w klubie. Nic bardziej mylnego. Drastyczne różnice biorą się z innych statusów prawnych, dzielących klubową spółką akcyjną od ogólnopolskiego stowarzyszenia. Znając dorobek pretendenta na gruncie Polonii Warszawa, zespół  jego cech psycho-moralnych, a także doświadczenie wyłącznie biznesowe, trudno poważnie traktować przydatność kandydata do kierowania właśnie stowarzyszeniem. Najważniejszy argument  poddający w wątpliwość sens wspomnianej kandydatury, to brak poparcia dla niej nie tylko 15 wojewódzkich związków piłki nożnej, ale przede wszystkim macierzystego - Mazowieckiego ZPN, z którym Wojciechowski kolaborował przez czas szefowania Polonii. Jest wszakże jeden aspekt woli biznesmena, którego znaczenia nie należy lekceważyć! To chęć wpompowania pół miliarda złotych w polską piłkę i to z własnych środków… Innej drogi niż założenie fundacji wspierającej zagrożone materialnie kluby amatorskie i zawodowe, nie widzę. PZPN, gdyby chciał latać dziury w zagrożonych klubach, popadnie w kolizję z innymi.


Wiem coś na ten temat, bom naraził się mocno niejednemu ratując i pomagając finansowo bardziej legendarnym firmom niż Zawisza, Resovia, Dolcan  Ząbki - Hutnikowi Kraków, Garbarni Kraków, Wawelowi Kraków, czy Unii Tarnów… Zatem będzie rozsądniej założyć Fundację Józefa Wojciechowskiego, w skrócie FJW, do której z chęcią przystąpię jako wolontariusz. Podziałamy cztery lata, zbierzemy doświadczenia i za 4 lata, kto wie, kandydatura na prezesa miałaby mocny fundament…


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty