Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC: Na pohybel ESA-37 zadziałał, w zasadzie na co dzień martwy, Trybunał Arbitrażowy przy Polskim Komitecie Olimpijskim...2016-04-09 14:21:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (338)

Bezduszność, biurokratyzm i głupota


37-rundowy cykl rywalizacji o mistrzostwo Polski w piłce nożnej obowiązuje dopiero trzeci sezon, ale zebrał ze wszystkich stron masę inwektyw i jobów ze strony kibiców i i samych klubów. One akurat są znakomitą ilustracją zasady o poglądach uzależnionych od miejsca siedzenia, a raczej plasowania się w tabeli… Ci, którzy zyskują na zmniejszaniu o połowę sumy punktów zdobytych w rundach zasadniczych, nieodmiennie są ukontentowani, drudzy, którzy – w efekcie - tracą, pomstują, ile wlezie. Mnie osobiście, od początku wkurwiało chodzenie na mecze w lutym i grudniu, ale to pewnie mały pikuś dla młodzieży, dla której ujemne temperatury i gracze w uszankach nie robią wrażenia. Zwolennicy sprawiedliwości stawiają sprawę na ostrzu noża twierdząc nie bez racji, że nie może o najważniejszych kwestiach najwyższej klasy rozgrywkowej decydować udana seria w tej trzeciej 7-rundowej fazie rozgrywek i przykrywać, jak było w roku ubiegłym w przypadku Lecha, kiepskich występów przez zasadniczy - 30-rundowy okres startowy. Wygląda na to, że znaczna część ligowej stawki już została dotknięta negatywnymi skutkami eksperymentu, więc unicestwienie 37-kolejkowego eksperymentu jest kwestią najbliższego czasu.


Na pohybel ESA-37 zadziałał, w zasadzie na co dzień martwy, Trybunał Arbitrażowy przy Polskim Komitecie Olimpijskim, najwyższy organ jurysdykcyjny w naszym życiu sportowym. Oto gdańska Lechia poskarżywszy się natychmiast po odjęciu jej punktu za niewywiązywanie się z obowiązków płatniczych wobec członków PZPN, po paru miesiącach zwłoki dostaje na dobę przed decydującą rundą zasadniczą prezent w postaci de facto przywrócenia jej owego zabranego punktu! Anonimowi arbitrzy z PKOl podejmując decyzję, która wpływa na los paru zespołów aspirujących do górnej ósemki walczącej o najwyższy tytuł i międzynarodowe puchary, dali dowód absolutnej ignorancji nie tylko ducha sportowej rywalizacji, ale nade wszystko nieolimpijskiej postawy, w której dominują wartości fair play!


Dla mnie nie jest to żadna niespodzianka, albowiem poznałem wspomniany organ incydentalnie, ale dogłębnie… To on usłużnie poszedł na pasku ministra sportu Mirosława Drzewieckiego - żądającego wbrew prawu - zawieszenia zarządu PZPN in corpore. Wniosek został złożony w biurze PKOl w piątek, tuż przed końcem dnia roboczego, zaś wyrok skazujący był ogłoszony w poniedziałek rano!!! Panowie nawet nie zebrawszy się i nie pochyliwszy się nad materią zgłoszoną do rozstrzygnięcia, zapewne telefonicznie poddali się władzy administracyjnej, nawet bez zmrużenia brewki. Kiedy okazało się dowodnie, że nie ma podstaw do ferowania drastycznej kary i kiedy trzeba było w popłochu ewakuować wyznaczonego przez resort komisarza-szkodnika, przez parę dni szarogęszącego się w PZPN, który potraktował jako miejsce do złupienia finansowego, pekaolowski sondergericht milczał jak zaklęty.


Teraz obudził się jak miś ze snu zimowego w gawrze i narobił dziadostwa na finiszu rozgrywek, już i tak emocjonalnie rozgrzanych do czerwoności. Ustalając punktowy stan posiadania Lechii do liczby 36, na starcie odebrał szanse Termalice Nieciecza i zmniejszył zasadniczo szanse pozostałych. Dla przykładu Wisła, oprócz zwycięstwa, które dawało jej pewny awans do ósemki, mogła też liczyć na układ dający jej osiągnięcie celu nawet przy  remisie z Zagłębiem… Jest oczywiste, że stopień rozgorączkowania w szatniach i w gabinetach działaczy osiągnie poziom maksymalny, co zapewne wpłynie na zaostrzenie walki na boisku do granic bezpieczeństwa.


Na wielu stadionach sobotni wieczór stał się miejscem kibicowskich manifestacji, wymierzonych, w Bogu ducha winnego, związek piłkarski. Nikt przecież nie zna panów z tego naszego Olimpu prawa sportowego, ani nie jest w stanie wyobrazić sobie roli, do jakiej został powołany. W chwili kiedy piszę niniejszy utwór do debaty nad tym stanem wyjątkowym ligowego finału wmieszał się Zbigniew Boniek, najwidoczniej podrażniony krytyką płynącą w wiadomym kierunku. Twierdzi na Twitterrze, że Trybunał Arbitrażowy nie jest kompetentny rozstrzygać skargi na decyzje związkowych ciał licencyjnych, a jedynie jurysdykcyjnych! Gdyby w istocie tak było, mielibyśmy do czynienia nie tylko z ignorancją, uzurpacją i w konsekwencji z jawną niesprawiedliwością. Nie znamy epilogu tego niecodziennego szpasu, ale zapewne śledzić będziemy z zapartym tchem jego konsekwencje sportowe i psycho-moralne. 


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty