Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
Jakub Rzeźniczak o treningach i diecie2015-10-01 12:40:00

Raptem 28 lat na karku, a w dorobku trzy mistrzostwa Polski i pięć pucharów kraju. To wszystko w Legii, w której rozegrał już ponad 200 gier, a od pewnego czasu zakłada opaskę kapitana. Został też w międzyczasie jednym z głównych ambasadorów marki PUMA w Polsce. Nie miałby jednak tak mocnej pozycji w zespole z Łazienkowskiej, gdyby nie dziesiątki kilometrów przebiegniętych w trakcie meczów, ciężki trening na siłowni czy wreszcie - rygorystyczna dieta. Jakub Rzeźniczak w rozmowie na temat pracy nad swoim organizmem.


- Biegasz, bo nie masz wyjścia ze względu na wykonywany zawód. Ale czy czerpiesz z tego jakąś dodatkową frajdę?

- Każdy ma inne powody biegania. Jedni muszą, drudzy lubią, ale to ma naprawdę pozytywny wpływ na psychikę. Nie chodzi o samo spalanie tkanki tłuszczowej. Jestem jak najbardziej "za", bo szczerze mówiąc - dziś olewanie tematu własnej kondycji fizycznej to nawet lekki wstyd. I nie chodzi tutaj o sportowców, a ludzi spoza naszego światka. Ostatnio poleciałem Nowym Jorku i wybrałem się na jogging nad rzekę Hudson. Byłem w szoku, jak wielu ludzi tam biega. 40 minut joggingu, a jestem przekonany, że minąłem w tym czasie parę tysięcy ludzi. Cieszę się, że u nas też nastała duża moda. Nawet starzy koledzy z boiska - Tomek Kiełbowicz i Michał Żewłakow - zaczęli robić półmaratony. Po zakończeniu kariery jest czas i miejsce na takie dystanse. Normalnie nie można sobie za bardzo na to pozwolić, choćby ze względu na ryzyko kontuzji.


- To jak wygląda u ciebie bieganie w wolnym czasie?

- Jeśli mamy dwa dni wolnego, wychodzę sobie zrobić chociaż półgodzinną rundkę. Źle się czuję, kiedy nic nie robię. Teraz choćby w przerwie reprezentacyjnej miałem szansę na dłuższy relaks, ale też chciałem przetestować nowy strój treningowy od PUMY, więc nie mogłem sobie darować chociaż tej małej dawki ćwiczeń. Wychodzę z założenia, że nie męczy to, co poprawia jednocześnie humor.


- Znacznie większe dystanse przebiegasz naturalnie w weekendy, podczas meczów ekstraklasy. 

- Na Legii mamy zainstalowany specjalny system, który sprawdza ile przebiegliśmy kilometrów i w jakiej intensywności. Ile w sprincie, ile w chodzie, z jaką średnią predkością... To fajne i pomocne statystyki. Z doświadczenia wiem, że te liczby mają przełożenie na wyniki, bo częściej wygrywają zespoły biegające więcej na najwyższej intensywności. 


- Pamiętasz swój najlepszy rezultat?

- Nie przypomnę sobie rywala, ale było spotkanie, w którym przebiegłem ponad 13,5 kilometra. Tyle, że mecz trwał aż 120 minut, bo doszło do dogrywki. Wtedy na dodatek grałem jeszcze na prawej obronie. Z perspektywy czasu jestem w stanie powiedzieć, że występy na tej pozycji kosztowały mnie najwięcej zdrowia. Biega się tam najwięcej i z największą intensywnością. Dla odmiany - największy dystans zwykle przebiegają defensywni pomocnicy. Tyle, że w średnim tempie, a człowiek najbardziej dostaje w kość po szybkich sprintach, gdzie ma tylko chwilę na jakikolwiek odpoczynek. Po chwili znowu biegnie najszybciej jak tylko potrafi.


- Piłka zmienia się na tyle, że dziś to bramkarze bez wielkiego wysiłku nabijają po kilka kilometrów, grając na skraju pola karnego i włączając się do akcji. 

- Widać gołym okiem, że piłka stała się szybsza. Zawodnicy są dużo bardziej wybiegani niż kiedyś i bramkarz dziś nie jest już tylko bramkarzem. To zawodnik inicjujący akcje, rozgrywający od tyłu. Jeśli piłka będzie się zmieniać w taki sposób, za dziesięć lat może doczekamy się golkiperów zdobywających regularnie bramki? Gra na każdej pozycji staje się coraz bardziej wymagająca. 


- Więc trzeba się też wzmacniać na siłowni. Tyle, że wziąłeś sobie to kiedyś tak mocno do serca, że przesadzałeś z intensywnością i w konsekwencji łapałeś przeróżne urazy.

- Dokładnie. Za dużo działań na własną rękę, za dużo informacji z Internetu i było jak było. Teraz pracuję na siłowni z dwa, trzy razy w tygodniu. Ograniczam się jednak tylko do ćwiczeń na drążku. Robię podciąganie, pompki szwedzkie. Z reguły są to ćwiczenia oparte na ciężarze własnego ciała. Po to, żeby go bardziej nie "rozpychać".


- Zrobiłeś ogromny postęp, bo przychodząc do Legii byłeś chucherkiem i ważyłeś około 70 kilogramów.

- Dokładnie 69, a teraz 82. Przytyłem zatem 13 kilo, z czego 10 w ciągu jednego roku. To było dosyć sporo i od tej pory zwracałem uwagę na to, co jem. Co prawda nie mieliśmy jeszcze wtedy w naszym klubie dietetyka i znów trzeba było samemu szukać informacji. Przyznam, że byłem dość nadgorliwy w tym elemencie. Chciałem ciągle tylko więcej i więcej, aż w pewnym momencie się zatraciłem. Nie zauważałem, że było tego wszystkiego za dużo. W piłce pewne rzeczy należy rozgraniczać i żeby tej siły było w sam raz. Nadmiar wcale nie pomaga. Ja dodatkowo miałem takie uwarunkowania genetyczne, że po siłowni robię się dosyć szeroki w barach i na to też muszę zwracać uwagę. Jestem coraz starszy, mam już sporo doświadczenia i wiem, czego potrzebuje moje ciało.


- A nie potrzebujesz m.in. pszenicy.

- To prawda. Paradoksalnie cała sprawa polega na tym, że sam zacząłem kiedyś czytać różne książki na ten temat, czyli o odżywianiu bez pszenicy w jadłospisie. Później, po dokładnych badaniach, okazało się, że też powinienem od niej stronić. Tak samo jak od bananów, co może być dla kogoś zaskakujące, bo kojarzą się one zwykle z dietą sportowca. 


- Jesteś bardzo aktywny w Internecie, gdzie mnóstwo miejsca poświęcasz właśnie odżywianiu. Nie wyglądasz na człowieka, który miałby z tym jakiekolwiek problemy i przeżywał czasem z tego powodu trudne chwile. 

- Początek był ciężki, bo człowiek zdał sobie sprawę, że rezygnuje z wielu rzeczy. Wiadomo - można sobie raz na jakiś czas pozwolić na zjedzenie czekolady. Patrzenie jednak na chłopaków, którzy na zgrupowaniu w Hiszpanii zajadali się białym pieczywem... Ciężka sprawa! Człowiek koniec końców jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, więc i ja się mogłem oswoić z moim menu. Wiem, że to jedyny słuszny wybór, bo dzięki skrupulatnie wybieranych potrawach czuję się znakomicie.


- Co wybierasz najczęściej?

- W pierwszej kolejności, tuż po treningu, wybieram makaron bezglutenowy. W dalszej: ryż, ryba, mięso. Jest w czym wybierać, bo mamy wszystko doskonale zorganizowane na miejscu, w klubie. Od jakichś sześciu miesięcy stołujemy się głównie tam i nikt nie ma powodu do narzekania. Poza tym, dość ważna w moim menu jest woda z cytryną. Koniecznie z dodatkiem miodu. Człowiek wypija szklankę w temperaturze pokojowej i tym samym przyśpiesza pracę swojego organizmu, bo pobudza to metabolizm. A takich rzeczy jest naprawdę dużo... Nigdy nie jest za późno, by zacząć interesować się dietą, choć jest obszerny i szeroki. Tyle, że czego nie robi się dla dobrego samopoczucia?


www.arskomgroup.pl


rzezniczak1.jpg
rzezniczak2.jpg
rzezniczak3.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty