Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC o ruinie dobrych manier i obyczajów, towarzyszących sympatyzowaniu umiłowanej drużynie piłkarskiej2015-08-22 17:09:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (304)

Cel: z ustawki na ring!


Dla kibiców piłkarskich, których metodą rozstrzygania sporów międzyklubowych stały się przemoc i gwałt, Polska okazuje się być ringiem zbyt ciasnym. Poszerzają zatem pole agresji o zagranicę, starając się w praktyce zademonstrować chełpliwe przekonanie, że „boją nas się kibice angielscy, boją holenderscy”… Wprawdzie z Angolami i Holendrami nie mają specjalnej okazji do porównawczego mordobicia, aliści dali już popalić kibolstwu litewskiemu, estońskiemu, belgijskiemu, bośniackiemu, czy ostatnio ukraińskiemu.


Poskromione przez policję regularne współzawodnictwo klubów w konkurencji zespołowej zwanej ustawką, zmusiło nudzących się antagonistów do szukania ekspresji poza krajem. W tym celu podjęta została akcja dyplomatyczna, montująca paneuropejskie zmagania na pięści, a jej przejawem są, na przykład, podróże do Rzymu i Sztokholmu, lidera kibicowskiego ruchu, afiliowanego przy krakowskiej Wiśle. „Misiek”, bo o nim mowa, zasłynął pionierskim zastosowaniem scyzoryka w zwalczaniu operatywności Dino Baggio, a autorytet zdobył odpukaniem drakońskiego wyroku za czyn otarcia naskórka włoskiego piłkarza. Dzięki włoskim mediom zdobył nazwisko i międzynarodowy szacun. Aktualnie przebywa w szwedzkim areszcie, albowiem rzucił się przez morze dla ratowania idei ponadgranicznej solidarności kibiców.


Osobiście w całości popieram pomysł zalegalizowania ustawek, jako formy wykazania nie tylko własnych racji i wartości, ale i wyłonienia sprawniejszych komand, uzyskujących prawo do czucia się kibicem bardziej miłującym swój klub. Wybieram przy okazji mniejsze zło, albowiem z całą mocą chcę się przeciwstawić ześlizgnięciu się konfliktów na pozycje stricte militarne, a więc zbrojne, oparte o noże, kastety i uwsteczniające nas ku epoce człowieka neadertalskiego-maczugi. W dobie gwałtownego rozwoju mieszanych sportów walki, w których dochodzi do niewyobrażalnego masakrowania rywali przy pomocy gołych de facto pięści, wzajemny łomot kibiców na polanie mógłby być okazją do rozładowania pompowanej przez media adrenaliny, wentylem upuszczającym zwierzęce pierwiastki tkwiące w młodych samcach.


Kiedy zastanawiamy się skąd się wzięła niesamowita ruina dobrych manier i obyczajów, towarzyszących sympatyzowaniu umiłowanej drużynie piłkarskiej, na myśl zawsze przychodzi mi powód dla niektórych nieracjonalny i wydumany. Jest nim upadek polskiego boksu amatorskiego, sprzężony z niedorozwojem jego odmiany zawodowej, co powoduje kompletny zanik zainteresowania tym rodzajem sportu wśród polskiej młodzieży. A, że przez długie lata pięściarstwo dawało okazje do kanalizowania buzującej u młodzieży męskiej atawistycznej, agresywnej energii, stało się w Polsce sportem narodowym. Dawało możliwość wyżycia się i uspołecznienia wielu chłopaków z patologicznych rodzin, ale i nie tylko z nich. Wprowadzało ich w arkany swoistej rycerskości, wypierającej knajackie reguły półświatka. Nie mam zamiaru rozwijać w tym miejscu rozległego manifestu Maurycego Maeterlincka, pisarza i eseisty belgijskiego, laureata nagrody Nobla w literaturze (1911), zatytułowanego „Pochwała boksu”, ale jedną jego myśl chcę przemycić za wszelką cenę. Pisze on o boksie jako „doskonałym ćwiczeniu w pokorze” i ten właśnie cytat uważam za aktualny w podnoszonym w tym felietonie problemie. Pokora właśnie jest cechą, którą warto uznać za panaceum na demoralizację i wypaczenie ruchu kibicowskiego. Zmierza on coraz bardziej do darwinowskiej dominacji nad partnerem i rywalem, prowadzi do kultu przemocy i gwałtu, nieszanowania konkurencji, braku akceptacji dla porażki i nieumiejętności jej przeżywania w postaci animalistycznych reakcji.


To powiedziawszy, warto zauważyć krzepiący fakt odbicia się od dna naszego boksu amatorskiego, co rokuje nawrót zainteresowania wyznawców pięściarstwa ulicznego i stadionowego tą gałęzią wyczynu. Od zarania popularność boksu powiązana była ściśle z sukcesami polskich zawodników na arenie międzynarodowej, a nazwiska Chmielewskiego, Kolczyńskiego, Chychły, Antkiewicza, Drogosza, Pietrzykowskiego, Kasprzyka, Kuleja, Michalczewskiego, czy Gołoty, animowały tysiące podwórkowych chojraków do szukania drogi na ring. Przez dobre trzy dekady ten nasz narodowy sport jednak dogorywał i wielu obserwatorów postawiło na nim krzyżyk. I oto stał się cud nad trumną: umrzyk ożył i to w niezłym stylu. Na amatorskich mistrzostwach Europy bokser Jabłoński wywalczył srebrny medal, co nie przydarzyło się nam od czasów niepamiętnych. Szczęśliwy news został pogłębiony wreszcie autentycznym osiągnięciem Polaka na ringu zawodowym. Mistrzem świata został półciężki Głowacki, po walce, która przejdzie do legendy, bo nawiązuje do wyczynów Kiecala, Zaleskiego. Wyznacznikiem wyczynu „Główki” był jego pokonany rywal - zniemczony Serb Huck, od dekady suweren w tej kategorii wagowej. Uziemić takiego gościa, to naprawdę „coś”, czego nie dokonali jednak ani Adamek, ani Włodarczyk, nie umniejszając ich prawa do zdobytych tytułów, równorzędnych do pasa Głowackiego. Zwisający na linach, jak worek ziemniaków, Niemiec, to o wiele poważniejszy budulec wzrostu zainteresowania boksem niż nokautowanie przechodzonych weteranów ringu przez Szpilkę! Mam poczucie, że działająca na wyobraźnię kibiców demolka Hucka wraz ze srebrem Jabłońskiego, rozpoczęła na dobre renesans dyscypliny, mającej uboczną szansę utylizacji resztek zwierzęcości u piłkarskich kibiców!


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty