Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
Dudek: W Madrycie przydałby się Zlatan2015-08-14 17:14:00

- Nieco obawiam się o Real po ostatnich zmianach, ale i tak liczę, że to „Królewscy” będą głównym konkurentem Barcelony w rywalizacji o tytuł. Choć grupa pościgowa prezentuje się w tym roku wyjątkowo solidnie – mówi przed startem hiszpańskiej ekstraklasy Jerzy Dudek, były bramkarz Realu Madryt i reprezentacji Polski.


- Przed nami rozpoczęcie sezonu w La Liga. Czy znowu będziemy się emocjonować tylko wyścigiem dwóch odwiecznych gigantów z Madrytu i Barcelony?

- Wiadomo, że Barcelona ma gotowy zespół i jest pod tym względem w lepszej sytuacji od Realu, który ma nowego trenera i dopiero buduje nową drużynę. Przyznam, że trochę się obawiam o postawę  „Królewskich” w tym sezonie, zwłaszcza w pierwszej fazie rozgrywek. Pamiętam bowiem doskonale, jak wyglądały początki Rafy Beniteza w Liverpoolu. Było nam wszystkim bardzo ciężko. Budowanie zaufania trenera do zawodników i zawodników do trenera, budowanie zaufania kibiców do trenera – to wszystko są bardzo trudne aspekty w początkowym etapie pracy każdego szkoleniowca. Trwa wtedy testowanie nowego stylu gry, każdy musi się uczyć nowych schematów i nie zawsze przebiega to płynnie. Mam jednak nadzieję, że moje obawy o Real okażą się nietrafione. 


- A co z Atletico, Sevillą i Valencią? Czy też którejś z tych drużyn uda się włączyć do walki o tytuł?

- W Hiszpanii zawsze jest tak, że co roku ktoś niespodziewanie wyskakuje jako trzecia siła i próbuje pomieszać szyki faworytom. Liczę, że w nadchodzących rozgrywkach taką drużyną będzie Sevilla z Grzegorzem Krychowiakiem w składzie. Zespół z Andaluzji jest bardzo mądrze budowany i z każdą rundą widać postęp w jego grze. Przy Atletico stawiam natomiast duży znak zapytania. Bo nie wiem, na ile ta ekipa jest w stanie jeszcze coś więcej z siebie wykrzesać. Albo inaczej – na ile Diego Simeone będzie potrafił jeszcze zmobilizować swoich podopiecznych do gry na najwyższym poziomie? Valencia dokonała latem znaczących transferów i nikt tam nie kryje dużych aspiracji. Na pewno cała wymieniona trójka będzie w ścisłej czołówce, śmiem jednak wątpić, czy którejś z drużyn uda się zdetronizować wielką dwójkę. Mimo wszystko, łatwiej powinno tym klubom konkurować się z Realem, dla którego będzie to specyficzny moment. Choć, jak powtarzam, wierzę w to, że chłopaki szybko zrozumieją o co chodzi w piłkarskiej filozofii Rafy Beniteza.


- Czy przed zamknięciem okna transferowego spodziewa się pan jeszcze jakichś hitowych przenosin do lub z Hiszpanii?

- Z pewnością spory wpływ na aktywność poszczególnych klubów będą miały pierwsze dwie kolejki, które zostaną rozegrane przed zamknięciem okresu transferowego. Kiepski start może przyczynić się do podjęcia decyzji o ewentualnych zakupach w trybie „last minute”. Choć jest też kilka transferów, których finalizacja „wisi w powietrzu” już od dłuższego czasu. Wśród nich są bez wątpienia przenosiny Davida de Gei z Manchesteru United do Realu Madryt. Dużo jednak będzie też w tym przypadku zależało od postawy obecnych bramkarzy: Kiko Casilli i Keylora Navasa. Abstrahując od tego, w ekipie „Królewskich” przydałby się jeszcze jeden spektakularny napastnik. Taki typowy „killer”, jakim jest choćby Zlatan Ibrahimović. Ewentualnie widziałbym na Estadio Santiago Bernabeu gracza pokroju Fernando Llorente z Juventusu Turyn. Czyli takiego wysokiego atakującego, do którego można posłać piłkę w trudnych momentach, a który potrafi ją przytrzymać albo zgrać na wolne pole. Kimś takim dla Chelsea był przykładowo Didier Drogba.


- A jak odnosi się pan do tych wszystkich spekulacji odnośnie ewentualnego odejścia Cristiano Ronaldo i Sergio Ramosa?

- Tego typu zamieszanie wokół największych gwiazd jest zawsze czymś normalnym w Realu na początku sezonu. Co roku o tej porze w mediach i na forach przewija się mnóstwo plotek i rozmaitych teorii, które później nasilają się lub słabną – w zależności od tego, jak zespół wejdzie w sezon i jakie będzie notował wyniki. Jeśli rezultaty będą dobre, spekulacje będą zanikały. Ale jeżeli sukcesów nie będzie, coraz głośniej będzie się mówiło o rozstaniu z Ronaldo czy Ramosem. Pozostaje jeszcze kwestia, gdzie mieliby oni trafić. Sergio od zawsze powtarzał, że chciałby kiedyś spróbować sił w Premier League, ale po tym, jak podpisał teraz nowy kontrakt na pięć lat, myślę, że zostanie w Madrycie jeszcze co najmniej… pół roku. Pamiętamy wszyscy bowiem, jak to było w przypadku Xabiego Alonso, który najpierw podpisał nową, pięcioletnią umowę z „Królewskimi”, a za dwa miesiące ogłosił, że jednak przechodzi do Bayernu Monachium.


- Indywidualnie, ligę znowu zdominują popisy Cristiano Ronaldo i Leo Messiego?

- Wszystko wskazuje na to, że ponownie obaj będą poza konkurencją. Od kilku lat wszystko w Primera Division kręci się wokół nich i pozostaje tylko niewiadoma, jak wysoko są oni jeszcze podnieść sobie poprzeczkę. Dotyczy to zwłaszcza CR7, który od czterech sezonów nieprzerwanie idzie do góry i wydaje się, jakby nie było końca tej jego drogi. Kiedy tylko mamy wrażenie, że osiągnął jakieś maksimum, on w kolejnym roku jeszcze mocniej śrubuje swoje osiągnięcie. Choć akurat w tym sezonie Portugalczyk może mieć trudniej ze względu na zmiany, jakie zaszły w Realu.


- Czy znów między Ronaldo i Messim rozstrzygnie się również kwestia Złotej Piłki FIFA za 2015 rok?

- Mówiąc szczerze, chciałbym, aby ich hegemonia w tym plebiscycie została wreszcie przełamana. Tyle że jakoś nie widzę zawodnika, który mógłby tego w tym roku dokonać. 


- Na inaugurację Real w Gijon z tamtejszym Sportingiem, a Barcelonę czeka wyjazd do Kraju Basków na mecz z Athletic Bilbao. Z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna wynika, że w obu przypadkach faworytem są goście. A czy pan przewiduje jakieś niespodzianki w tych dwóch meczach?

- Powiem tak: La Liga w tym roku startuje z naprawdę wysokiego „C”. Realowi zawsze ciężko się grało w Gijon, gdzie wszyscy dodatkowo zmobilizują się, aby wykorzystać trwającą przebudowę „Królewskich” i sprawić niespodziankę na otwarcie sezonu. Ronaldo i spółka muszą się nastawić na bardzo ciężką przeprawę na El Molinon. A San Mames w Bilbao jest w moim odczuciu najtrudniejszym stadionem do gry na wyjeździe w całej Hiszpanii zarówno dla Barcelony, jak i dla Realu. Tamtejsza publiczność potrafi fantastycznie podgrzewać atmosferę już przed meczem, a później utrzymać odpowiednio wysoką temperaturę przez pełne 90 minut. Baskowie nigdy nie przepadali ani za Katalończykami, ani za ludźmi ze stolicy i podczas meczów ligowych skutecznie o tym przypominają. Motywacja drużyn z Gijon i Bilbao będzie na niebotycznym poziomie, a przy tak agresywnie grających rywalach zawodnicy Realu i Barcelony mogą mieć kłopoty z graniem piłkę w taki sposób, jaki lubią najbardziej. Dlatego uważam, że pod względem atrakcyjności kalendarz pierwszej kolejki nie mógł się lepiej ułożyć. I wcale się nie zdziwię, jeśli przed drugą serią gier dwaj główni faworyci rozgrywek nie będą w czubie tabeli.


- Jako Polacy możemy chyba tylko ubolewać, że cały czas tak mało naszych rodaków biega po boiskach Primera Division?

- No niestety, ale podobnie sytuacja wygląda z Ligą Mistrzów. Szkoda, że ponownie polskiej drużynie nie udało się awansować do fazy grupowej. Progi elity znów okazały się jednak za wysokie dla naszego przedstawiciela. Było to tym smutniejsze, że FC Basel nie jest przecież jakąś topową drużyną w skali kontynentu, a dodatkowo w dwumeczu z Lechem nie pokazał nic nadzwyczajnego. Doświadczenie wyniesione z poprzednich występów w Champions League było jednak u Szwajcarów widać gołym okiem i nie panikowali oni w trudniejszych momentach. A tego wciąż brakuje zawodnikom polskich klubów. Mam nadzieję, że na „osłodę” będziemy mieli przynajmniej dwa zespoły w fazie grupowej Ligi Europy. Byłby to kolejny mały krok do przodu dla całej polskiej piłki. Infrastrukturę już mamy i fajnie, gdyby w ślad za tym poszły też wreszcie lepsze wyniki na arenie międzynarodowej.


www.arskomgroup.pl





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty