Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC: Jedyną szansą podtrzymania wysokich lotów piłkarzy z Reymonta jest zaangażowanie środków samorządowych w spółkę Wisła SA2015-07-12 17:56:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (298)

Zdaniem więcej niż prywatnym…


Futbolowi klimatolodzy od paru lat zapowiadają duże, czarne chmury na Wisłą, z których - na szczęście - spada mały deszcz, zgodnie zresztą z praktyką i doświadczeniem. Mimo całego szacunku dla wielkich zdolności adaptacyjnych aktualnych sterników klubu, ich talentów przystosowawczych do niespotykanych od dawna trudności organizacyjno-finansowych, byłaby pora, by społeczeństwo Krakowa zdało sobie sprawę z zamknięcia epoki prosperity ekonomicznej przy Reymonta.


Kluczowym zagadnieniem do autorytatywnego wypowiadania się o przyszłości klubu - 13-krotnego mistrza kraju, jest wiedza o stosunku właściciela Tele-Foniki do swego umiłowanego dziecka. Nie wchodząc w genezę i anatomię obserwowanej oziębłości Bogusława Cupiała, warto zauważyć obiektywne przyczyny takiej właśnie postawy. Wisła mogła liczyć na bezprzykładne jego zaangażowanie w czasach nie tylko wielkiej ekspansji branży produkcji kabli i światłowodów, niesionej technologicznym boomem telekomunikacji, ale także wtedy, gdy koniunktura dobiegała końca. Na fali budżetowej dominacji słabujący, postgwardyjski klub rozkwitł do poziomu ośmiu zdobytych mistrzowskich tytułów krajowych w okresie 15-lecia. Nie sądzę, aby znalazł się drugi polski klub, który zdoła osiągnąć taki wskaźnik skuteczności inwestorskiej w biznesie futbolowym.


Dla Cupiała wszakże nie to było celem strategicznym. On od pierwszej złotówki zainwestowanej w Wisłę zakładał dalekosiężnie poważne zaistnienie w piłce europejskiej. Pamiętam obiad wydany z okazji wizyty ówczesnego prezesa PZPN dr. Mariana Dziurowicza na początku właścicielskiej obecności tercetu Cupiał - Ziętek - Urban w Wiśle… Przeszedł do historii jako rekonesans Cupiała w mechanizmach ekonomicznych startu w Lidze Mistrzów. „Magnat” jako prezes katowickiego GKS - 10-krotnego uczestnika w rywalizacji kontynentalnej, był źródłem szczegółowej informacji przede wszystkim o finansowych warunkach startu w pucharach europejskich, był również przepytany z problematyki kosztów utrzymania klubu piłkarskiego z tak wysokimi aspiracjami sportowymi. Może się mylę, ale odebrałem wrażenie, iż już w 1998 roku dla szefów TeleFoniki zaangażowanie w wiślacką piłkę było z założenia działaniem biznesowym, nastawionym na przyszły zysk. Naiwnością byłoby sądzić inaczej.


Z całej trójki właścicieli największe zaangażowanie emocjonalne, inaczej mówiąc - altruistyczne podejście do wdrażanego biznesu prezentował Cupiał… Potwierdziły to spostrzeżenie kolejne lata, które przynosząc sukcesy na rynku krajowym i ograniczone (wobec założeń) efekty w rywalizacji europejskiej, stopniowo gruntowały elementy rozczarowania. Z sezonu na sezon stawało się oczywiste, że poziom wydatków coraz bardziej nie zgadza się z przychodami. Dziury budżetowe zasypywano jednak konsekwentnie z nieprawdopodobną determinacją. Nikt, oprócz Cupiała, nie wykazał się iście anielską cierpliwością, w oczekiwaniu na wyjście bodaj na zero w futbolowym biznesie. Pierzchli z pola rywalizacji o krajowe, mistrzowskie wawrzyny wszyscy konkurenci: Antoni Ptak bodaj jako pierwszy, po nim kolejno: Romanowski z Legii, Bekdas z Pogoni, Górka z Olimpii-Lecha, Kozubal z Górnika, Rutkowski z Amiki, Drzymała z Dyskobolii, Wojciechowski z Polonii, wreszcie Walter z Legii i Cacek z Widzewa (ten ostatni jako bankrut). Ten personalny punkt odniesienia określa wyjątkowy charakter zaangażowania Cupiała, dający do myślenia tym wszystkim, którzy oczekują odeń… podwojenia budżetu Wisły. Na taki rozczulający gest trudno liczyć, więc trzeba się oswajać z Wisłą, która doszlusowuje pod względem wysokości budżetu do średniaków ekstraklasy, co -niestety - każe wyzbyć się wielkomocarstwowych aspiracji i zrównania ilości pereł w koronie mistrzowskiej z Ruchem i Górnikiem (mają po 14).


Jedyną szansą podtrzymania wysokich lotów piłkarzy z Reymonta - moim zdaniem - jest zaangażowanie środków samorządowych w spółkę Wisła SA! Nie uważam tego rozwiązania mniejszościowego za niemożliwe, zwłaszcza że wzorem do naśladowania jest przykład Cracovii, której kroplówka z miasta w swoim czasie uratowała życie. W Polsce, co warto sobie uświadomić, jest wiele wielkich i mniejszych miast, które pompują pieniądze w kluby piłkarskie, że wspomnę Kielce, Bielsko-Białą, Gliwice, Zabrze, Bydgoszcz, Katowice, a przede wszystkim Wrocław, porównywalny i konkurujący na wielu polach z królewsko-stołecznym Krakowem. Nie mają racji strażnicy świętego ognia, zakazujący angażowanie się środków miejskich w spółki sportowe. Życie wyznacza nowe tropy i obala stereotypy, choćby dlatego, że tworząc bazę dla wielkiego futbolu Kraków wziął na siebie pośrednią odpowiedzialność za ten rodzaj wyczynu. Co więcej, idąc śladem prezydenta Józefa Lassoty, który zdołał przekonać Radę Miasta do pozytywnej reakcji na zagrożenie bytu Cracovii, podobny efekt może osiągnąć prof. Jacek Majchrowski, od lat kultywujący równy, emocjonalny stosunek do etosu obu najstarszych polskich klubów. Nie bawiąc się w księgowego: tu idzie o wejście do wiślackiej spółki akcyjnej z kapitałem mniejszościowym - strzelam - w wysokości ca 5 milionów złotych, co pozwoliłoby spłacić długi i dać możliwość pracy bez presji licencyjnej. Wisła dobrze zasłużyła się miastu i państwu, pora byłaby na rewanż. Z dodatkową pulą pieniędzy samorządowych jest realna szansa na budowanie budżetu w granicach 15-20 mln złotych, co jest warunkiem minimalnym do snucia planów sportowych wykraczających poza krajowe opłotki!


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty