Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC o utowarowieniu Pucharu Polski i sporze interpretacyjnym w rozgrywkach Małopolski zachodniej2015-06-21 21:06:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (295)

Moskal zwala… na Niemca


Chcieliście utowarowienia rozgrywek o Puchar Polski, to macie za swoje - chciałoby się powiedzieć samokrytycznie, szukając dobrego wstępu do dzisiejszego felietonu… Biję się zatem w piersi, bom wymyślił finansową gratyfikację dla zwycięzcy Pucharu na wojewódzkim szczeblu. Na ten pionierski gest komercjalizacji rozgrywek pucharowych w wydaniu działaczy małopolskiego związku, nie mógł pozostać obojętny PZPN, który nie cierpi sytuacji, w których on sam pozostaje w cieniu. Przebił trzykrotnie stawkę premii dla wojewódzkich triumfatorów, a że spotkał się z delikatną rekontrą, mamy to, co mamy. Zdobywca PP w Małopolsce ma do wzięcia 43 tysiące złotych, finalista - osiem. Parę tysiaków wpadnie też do kieszeni półfinalistów, co oznacza poważny krok w stronę utowarowienia ostatniego już poletka piłkarstwa romantycznego, napędzanego wyłącznie paliwem prestiżu i mołojeckiej sławy, jak przystało na miejsce spotkania masowego amatorstwa z profesjonalną elitą.


No, i porobiło się wzmożone zainteresowanie rozgrywkami, które przez całe lata były dla klubów piątym kołem u wozu. Już w rozgrywkach szczebla okręgowego dało się zauważyć nieskrywane chciejstwo sięgnięcia po wojewódzką pulę, która dla klubu, dajmy na to z okręgówki, przekracza połowę rocznego budżetu. Do apogeum żądzy sięgnięcia po awans za wszelką cenę doszło w finałowej potyczce klubów z Małopolski Zachodniej. Tam spotkały się zespoły Trzebini/Sierszy i Soły Oświęcim, środowiska psychicznie nieco podłamane po nieudanym sezonie 2014/2015. Ten pierwszy nie zdołał obronić się przed degradacją z III ligi, dając wyprzedzić się uboższym rywalom, drugi zaś, uchodzący za faworyta, przegrał wyścig do II ligi z Wisłą Sandomierz, tracąc szansę wybicia się na ogólnopolski przestwór. Mecz w rzutach karnych 6:5 wygrali oświęcimiacy, aliści prowadzący rozgrywki chrzanowski Podokręg PN dopatrzył się u zwycięzców nieuprawnionego zawodnika, orzekając walkower dla Trzebini.


No, i zaczęło się! W stan gotowości postawiono kancelarie prawne, uruchomiono patriotycznie nastawione media lokalne, posłano gniewne wici do warszawskiej centrali, której nieustannym marzeniem jest wykazanie niekompetencji każdego ogniwa małopolskich struktur piłkarskich. A wszystko przez szatańsko nierozszyfrowalny interpretacyjnie zbiór przepisów, którymi rządzą się rozgrywki PP. Soła miała swoje racje, bo nie miała pojęcia, iż podpadnie za wystawienie do składu zwycięskiego meczu piłkarza z rezerwowego zespołu, który też grał w Pucharze, ale odpadł we wcześniejszej fazie. Regulamin mówi, że z tego zespołu można wstawić trzech graczy do składu klubowej jedenastki, pozostałej w pucharowych szrankach, ale jak traktować jednego z tej trójki, który będąc zawodnikiem Soły od marca br., w pucharze debiutuje - jasności nie ma…


W Oświęcimiu czuli się bezpieczni; wszak w dniu meczu zostali – obiektywnie rzecz biorąc - osłabieni przez MZPN, który powołał jej 2 piłkarzy do kadry Małopolski, walczącej o awans w krajowych eliminacjach turnieju UEFA Regions' Cup. Po orzeczeniu walkowera natychmiast pojawiły się opinie o „nożu w plecy”, wiadomo przez kogo zadanym, o „koszuli bliższej ciału”, czyli o preferencji dla Trzebini/Sierszy wykazanej przez działaczy z Chrzanowa. Kiedy przyszło do rozpatrywania odwołania Soły skierowanego do Komisji Odwoławczej, węzeł gordyjski już był zapętlony dosyć mocno. Dlatego do stolicy kopnął się szef komisji prawnej MZPN, starając się znaleźć niepodważalną wykładnię dylematu. Jego doradczy głos, oparty o kwerendę precedensów konsultowanych w Departamencie Rozgrywek Krajowych, zdecydował o zmianie decyzji, w wyniku której do dalszych rozgrywek desygnowano Sołę. Święte oburzenie w Trzebini przybrało rozmiary apokalipsy. Na szczęście epistoły odwoławcze nie poszły do UEFA, wystarczyły adresy warszawskie, na czele z rzecznikiem ochrony prawa związkowego (!?), nie dano nawet spędzić spokojnie weekendu prezesowi PZPN.


I wtedy trójka działaczy: Wiesław Bąkowski, niegdyś wiceprezes Cracovii, Jerzy Warchala, ligowy trener i red. Jacek Gucwa (TVP, TEMPO i PS) powtórzyli wyczyn niejakiego Archimedesa, nakazując rozstrzygnięcie sporu na boisku, nie przy zielonym stoliku! Podkreślając wysoki stopień trudności interpretacyjnych, dopuszczających ambiwalentne rozstrzygnięcia, zrezygnowali nawet z imperatywu kierowania się w takich sytuacjach wynikiem z boiska. Soła wygrała powtórzony mecz w Trzebini w sposób zdecydowany, pierwiastek ducha sportu przygwoździł kliniczne objawy warcholstwa, można rzec: sprawa skończyła się happy endem…


Przy zdaniu odrębnym pozostał jedynie trener Trzebini - Robert Moskal. Nie bacząc na podwójną porażkę, nie chcąc rozróżniać uprawnień związkowych ciał jurysdykcyjnych od wykonawczych, zdjął z siebie odpowiedzialność za wynik pucharowej przygody. Sprawcą porażki - uwaga, uwaga! - mianował niżej podpisanego, co oznacza oskarżenie mnie o bliżej nieokreślone działania dyskryminujące jego drużynę!!! Trzeba trafu, pan trener w swej pomroczności jasnej, wybił mi tym samym z głowy niespiskowe zabiegi o taki kształt III ligi, w której znalazłoby się miejsce dla jego drużyny, mimo że jego światły warsztat wtrącił ją ponownie do IV ligi…


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty