Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Wiadomości piłka nożna
RYSZARD NIEMIEC: Niestety, przed dziennikarskim sądem honorowym nie stanął żaden piewca i konfrater fryzjerów i wójcików!2015-05-21 20:55:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (291)

Nie wszyscy rozliczeni…


Minęła dekada od dnia kiedy wprowadzone do kodeksu karnego ściganie przestępstwa korupcji w sporcie znalazło praktyczne zastosowanie. Kodeksowy zapis obowiązywał od 2003 roku, ale przez 2 sezony był paragrafem martwym. Lawinę uruchomił syn nieżyjącego od 2002 r. byłego prezesa PZPN Piotr Dziurowicz. Posypawszy sobie głowę popiołem i po przyznaniu się do wszystkiego, co miał za uszami, poszedł na współpracę z prokuraturą, przyjmując zlecenie na prowokację korupcyjną. Ofiarą padł sędzia ze Stalowej Woli, były piłkarz tamtejszej Stali - Antoni Fijarczyk. Przyjął od „Dziury” łapówkę w wysokości 100 tysięcy złotych polskich, którą przytomnie ukrył w zapasowym kole własnego samochodu. Obiecał w zamian za ten wziątek przekręcić pierwszoligowy mecz zgodnie z realnym projektem, ratującym egzystencję GKS Katowice w najwyższej klasie rozgrywkowej. Prowokacja miała charakter z pogranicza operetki i bananowego westernu, a na miejsce jej realizacji wybrano stację benzynową pod lasem, gdzieś na śląskim zadupiu. Fijarczyka przyłapano na gorącym uczynku, Dziurowicz jr wyszedł na skruszonego mafioso i przez kwartał stał się pupilkiem mediów. Jest rzeczą dyskusyjną i pytaniem zarazem: czy pierworodny Magnata sprzeniewierzył się spuściźnie ojcowskiej, czy raczej okazał się jej kontynuatorem? W Katowicach uważają, że przejaw skądinąd sporej odwagi cywilnej uruchomił proces destrukcji Gieksy - klubu, dla którego świetności stary Dziurowicz położył niepodważalne zasługi i przy tej okazji stracił zdrowie, a kto wie, czy nie życie…


W tym kontekście postępek Piotra da się wyinterpretować jako pośmiertną zasługę człowieka, który przez całą kadencję swej prezesury w PZPN (1995-99), przechodził co dnia psychiczną ścieżkę zdrowia, fundowaną przez opinię publiczną, a aranżowaną przez warszawskie media. Wyznania Dziurowicza jr. i zeznania zdrutowanego Fijarczyka, ujawniły gigantyczny kłębek korupcyjny, którego nitki okazały się tak rozległe, że starczyły na snucie 600 zarzutów prokuratorskich, dotyczących sędziów, działaczy, zawodników... Do tej pory nikt nie podjął tropu moralnego oskarżenia przedstawicieli ciennikarstwa, którzy swoją twórczością uczynili wiele, aby gangrena korupcji mogła się swobodnie rozwijać. A przecież warto, chociażby na przykładzie zdokumentowania i przypomnienia audycji, publikacji, produkcji TV i innych gatunków medialnych, które budowały popularność takich postaci jak np. Janusz Wójcik, Wit Żelazko, Ryszard Forbrich („Fryzjer”)…


Osobiście zachowałem wycinek z Przeglądu Sportowego sprzed 20 lat, w którym oczerniono 10 Bogu ducha winnych ludzi, na czele z Kazimierzem Górskim, Ryszardem Kuleszą, Andrzejem Zientarą… Znalazłem się w tej 10-tce, którą uznano za hamulcowych rozwoju rodzimego futbolu, a wyznacznikiem naszego szkodnictwa był negatywny stosunek do idola autorów - Janusza Wójcika. Każdemu z nas poświęcono oszczerczą metryczkę, w której faktotwórcza fantazja krzyżowała się ze świadomym deptaniem człowieka. Mnie akurat mianowano członkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR i protegowanym Władysława Kruczka - członka Politbiura… W ten sposób postarano się zamienić moją społeczną funkcję prezesa Okręgowego Związku Koszykówki w Rzeszowie, z której wynikało okresowe przewodniczenie Komisji Sportu Wojewódzkiej Rady Narodowej i wspomnianej instancji partyjnej (oczywiście bez członkostwa w tych ciałach). Jeden ze współautorów tego kuriozalnego paszkwilu, udowadniającego „niszczenie” Wójcika, dziś - przyodziany w szaty Katona - rozdaje kolejne łżecenzurki za pośrednictwem jednej ze stacji telewizyjnych.


Na wstępie afery korupcyjnej Przegląd Sportowy opublikował odważnie listę sędziów podejrzanych o kolaborację z „Fryzjerem” i zyskał wówczas powszechne uznanie. Szkoda wszakże, że redakcja nie poszła za ciosem i nie opublikowała listy dziennikarzy sportowych, beneficjentów przyjacielskich układów z mafioso z Wronek. Jeśli by do konkretnych nazwisk dopasować rejestr dostarczonych im za free 4-palnikowych kuchenek „Amica”, pralek typu „Candy” czy lodówek „Polaru” opis genezy patologii korupcyjnej byłby bardziej autentyczny i pouczający. Idąc tym torem niegłupio byłoby uzyskać dane personalne tych panów redaktorów, którzy spędzali na koszt „Fryzjera”, a osobliwie fabryki sprzętu AGD, upojne wieczory i noce w słynnym pałacyku pod Wronkami. Ciekawe wnioski można by wysnuć z listy odbiorców paczek z wędlinami, które w permanencji ofiarowywał inny negatywny bohater afery korupcyjnej - masarz z Nowego Dworu Wojciech Szymański (firma „Lukullus”). Swoje trzy grosze do korupcyjnego koryta dorzucili, jednakże nieświadomie, ci koledzy, którzy wykreowali Wita Żelazko jako telewizyjną instancję odwoławczą, osądzającą posługę ligowych arbitrów. Wraz z rosnącą popularnością Żelazko dyskontował ją w robieniu szemranych interesów i rozdawaniu kart awansowych posłusznym sobie kolesiom i dającym im zarobić klubom. Zamykanie oczu na proceder kręcenia lodów zaczęło się od kupienia od graczy Wisły mistrzowskiego tytułu dla Legii przez Wójcika, za pieniądze Romanowskiego (na finiszu sezonu 1993). Klimat przyzwolenia na bezprawie podzielił środowisko piłkarskie i dziennikarskie, ale „dogrywka” w sezonie 1993/94, kiedy to bezczelny przekręt sędziego Redzińskiego dał Legii tytuł MP, tym razem nieosądzony i zalegalizowany, ustalił normę „wszystkich chwytów dozwolonych”. Na rynku medialnym zwolennicy zgody na piłkę pełną kantów zyskali miażdżącą przewagę, zwłaszcza w zakresie wpływu na opinię publiczną. Zaczęła się pogoda dla krętaczy, którą przerwały wydarzenia sprzed 10 lat. Niestety, przed dziennikarskim sądem honorowym nie stanął żaden bezpośredni i pośredni piewca i konfrater „fryzjerów” i „wójcików”!


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty