Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Lekka atletyka > Wiadomości LA
Wykrakał sukcesy Adama Kszczota2014-03-06 22:35:00

- Kiedyś powiedziałem, że tego chłopaka będziemy oglądali na szklanym ekranie na najważniejszych międzynarodowych imprezach. I wykrakałem – mówi z dumą Rafał Marszałek, odkrywca talentu i pierwszy trener Adama Kszczota, jednego z głównych polskich kandydatów do medalu podczas halowych mistrzostw świata w lekkiej atletyce, które w najbliższy weekend odbędą się w Sopocie.


- Jak wynika z notowań firmy bukmacherskiej Fortuna, Adam Kszczot jest jednym z najpoważniejszych faworytów biegu na 800 metrów. A jak pan ocenia szanse byłego podopiecznego na medal podczas czempionatu w Ergo Arenie?

- Nie rozmawiałem ostatnio osobiście z Adamem, ale na podstawie informacji, które do mnie napływają, uważam, że w Sopocie „zakręci się” o podium. W halowych mistrzostwach świata był już trzeci (w Dausze) i czwarty (w Stambule), a teraz myślę, że zostanie wicemistrzem. Mocno w to wierzę - mówi Rafał Marszałek.


- Wytrzyma Adam presję? Do tej pory jeszcze nigdy nie biegał przed rodzimą publicznością w imprezie tak dużej rangi…

- Psychika jest silną stroną Adama i pod tym względem wszystko powinno być w porządku. Jeśli tylko nie wystąpią jakieś problemy zdrowotne w ostatniej chwili, jestem przekonany, że będzie dobrze. Mało tego, myślę, że obecność „swoich” na trybunach może dodatkowo wpłynąć na niego pozytywnie. Adam jest bardzo pracowitym chłopakiem, ułożonym. Jest prawdziwym zawodowcem, podchodzi do sportu niezwykle profesjonalnie. W jego przypadku nie ma mowy o zachowaniach w stylu „dzisiaj trening, a jutro balanga”. On wie, że każda minuta, zwłaszcza w tym okresie bezpośrednio przed startem, jest szalenie istotna. Co tu dużo mówić, Adam ma mentalność „fajtera” i możemy być pewni, że nakreślony przez trenera plan przygotowań do mistrzostw wypełnił w stu procentach.


- Nieudany start na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Moskwie podrażnił sportową ambicję Adama?

- Myślę, że to będzie dodatkowy czynnik, który wpłynie korzystnie na Adama. Będzie chciał pokazać wszystkim, że tamten gorszy sezon był tylko wypadkiem przy pracy. Tym bardziej, że on wtedy doznał kontuzji tuż przed zawodami i jego przygotowanie nie było kompletne.


- Po dobrych występach w mityngach halowych dodatkowo Adama wzmocniło chyba złoto mistrzostw Polski, które wywalczył niedawno w sopockiej hali?

- Jak najbardziej. Zwłaszcza że biegł w finale razem z Marcinem Lewandowskim i pokonał go w bezpośredniej walce. Na psychikę takie osiągnięcie na pewno działa bardzo dobrze.


- Według Adama, „złamanie” minuty i 46 sekund powinno dać w weekend medal. Pan też jest podobnego zdania?

- Wszystko zależy od tego jak będzie przebiegał bieg i kto podejmie się jego prowadzenia. Równie dobrze może to być nawet trochę wolniej. Myślę, że czas w granicach 1:46-1:46.50 da upragniony medal.


- Czy Adama stać na poprawienie w Sopocie rekordu Polski – 1:44.57?

- W takiej imprezie będzie to trudne, bo nie ma typowego „zająca”, który od początku poprowadzi bieg silnym tempem. Jeśli będziemy świadkami oglądania się na siebie i wzajemnego „czarowania się”, pobicie rekordu jest praktycznie nierealne. Uważam jednak, że w jakimś silnie obsadzonym mityngu i przy obecności kogoś, kto odpowiednio poprowadzi bieg, Adama jak najbardziej stać na poprawienie rekordu kraju.


- Czy odwiedzając rodzinne strony Adam znajduje czas na wizytę w szkole i spotkanie z najmłodszymi zawodnikami, którzy marzą o tym, aby pójść jego śladem? Wspiera jakoś macierzysty klub?

- Ostatnio Adam nie pokazywał się, ale ja też na to nie naciskałem. Nie chciałem mu zawracać głowy, bo wiem jak ważne jest odpowiednie skupienie w przygotowaniu do najważniejszych imprez. Na pewno będzie okazja do spotkania już na spokojnie po zawodach. Poza tym, raz do roku w Mniszkowie organizujemy mityng „Zawsze z mistrzem”, którego Adam jest gościem specjalnym. Wtedy opowiada wszystkim zainteresowanym szczegóły dotyczące swojej kariery, odpowiada cierpliwie na wszystkie pytania, pozuje do zdjęć itd. Nie da się ukryć, że dla wielu młodych zawodników jest prawdziwym wzorem do naśladowania. Na pewno Adam nie zapomniał, skąd się wywodzi. Niedawno przekazał przez mamę kolce dla moich zawodników, co jakiś czas przesyła też reprezentacyjne bluzy, koszulki czy spodenki.


- A jak w ogóle Adam trafił do sportu?

- To było jeszcze zanim trafił do gimnazjum. Jeszcze w szóstej klasie szkoły podstawowej zachęciłem go do wzięcia udziały w tzw. czwartkach lekkoatletycznych i od tego zaczęła się jego przygoda z bieganiem. Można powiedzieć, że wygrywając swoje pierwsze zawody, od razu połknął bakcyla. Szybko zaczął się kwalifikować do imprez ogólnopolskich, choć trzeba przyznać, że pewne kryzysy i okresy małego buntu też się zdarzały. Przykładowo, czasami Adam wolał grać w piłkę nożną, bo wiadomo, że jego rówieśnicy częściej przecież uprawiali właśnie ten sport. Wyszło jednak, jak wyszło, i całe szczęście.


- Jakie miał warunki do treningu?

- Bieżni jako takiej nie mieliśmy. Trenowaliśmy zazwyczaj w tzw. terenie i na trawiastym boisku w Mniszkowie. Do tego dochodziły oczywiście zajęcia w sali gimnastycznej. Lekko nie było, ale z drugiej strony, na samym początku kariery bieżnia tartanowa nie jest niezbędna.


- Spodziewał się pan wtedy, że za kilka lat pański podopieczny będzie walczył o mistrzostwo świata i to jeszcze na polskiej ziemi?

- Miałem taką nadzieję. Powiedziałem nawet kiedyś do mojego dobrego kolegi, że „tego chłopaka będziemy oglądali na szklanym ekranie na najważniejszych międzynarodowych imprezach”. Można zatem powiedzieć, że gdzieś tam te sukcesy Adama wykrakałem. I bardzo się z tego cieszę. Zwłaszcza że obecnie coraz trudniej jest namówić młodzież na uprawianie lekkiej atletyki. Trenerzy gier zespołowych mają w tej kwestii znacznie łatwiej…


Bartosz Król (arskomgroup.pl)





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty