Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC zastanawia się jakie korzyści daje Grodowi Kraka kolarski Tour de Pologne
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (497)

Przenieść Wyścig, czy Kraków...?

Uwalniając na moment wyobraźnię historyka alternatywnego, warto zastanowić się w jaki sposób mogło odcisnąć się na współczesnej Polsce teoretyczne uniknięcie wybuchu II wojny światowej. Aby temat ogarnąć trzeba by zaangażować fantazję na globalną miarę, ale nam dzisiaj idzie o całkiem prozaiczną kwestię sportu wyczynowego ze szczególnym uwzględnieniem kolarstwa szosowego.


W latach dwudziestych dostało ono mocny impuls rozwojowy w postaci Wyścigu Dookoła Polski i rzeczywiście peleton sportowców z zapasową oponą na piersiach objeżdżał kraj z popularyzatorskim zapałem i marszrutą. Moja nostalgia za minionym czasem wiąże się zwłaszcza z nostalgią za wschodnimi Kresami, które najpierw nam Stalin zagarnął, a potem wraz z Rooseveltem i Churchillem przyklepał na zawsze (?) jako własność Sowietów. No, ale zakładając, że wykreślamy z kalendarza politycznego zarówno 1, jak i 17 września 1939, otwieramy przed organizatorami WDP korzystanie nie tylko z Wilna i Lwowa, ale przede wszystkim z południowo-wschodnich terenów górskich Karpat Wschodnich. Górki tam całkiem, całkiem, choćby te z ponad 2-tysięcznymi szczytami Howerli, Czarnohory, czy Popa Iwana, a szum Prutu, Czeremoszu, łagodziłby wysiłek cyklistów. Gdybym był na miejscu dyrektora Czesława Langa bazę imprezy urządziłbym w Truskawcu, a na etapowe miasta powołałbym Stanisławów, Kołomyję i Brzeżany. Start honorowy, ma się rozumieć - we Lwowie, na ulicy Akademickiej…


A wszystko po to, aby ulżyć Krakowowi, któremu trochę nudno z corocznym witaniem i żegnaniem kolarzy, ale z którego Lang ze zbójecką konsekwencją łupi parę milionów złotych promocyjnej dotacji. Kiedy słucham opowieści marketingowców od Langa o korzyściach promocyjnych spływających na nasze miasto, rozum dyktuje mi niejedną wątpliwość. Ich syntezą jest retoryczne pytanie, czy obrazki kolarzy pedałujących wokół krakowskiego Rynku, z przebitkami na Sukiennice, kościół Mariacki, kościół św. Wojciecha, Szarą Kamienicę, restaurację Wierzynek, wylot ulicy Floriańskiej, bardziej zwiększa popularność najbardziej znanego w świecie miasta, czy może stymuluje prestiż rowerowej imprezy?! Na tak postawione pytanie odpowiedź nie może być inna, jak imperatyw wystawienia przez skarbnika miasta faktury Langowi na co najmniej okrągłą bańkę, tytułem korzystania z prawa dostępu do rynkowego placu i bruku! Najwyższy czas, aby nasi negocjatorzy dopuszczający barbarzyńców na kołach w okolice Rynku, uświadomili panu Czesiowi, że Kraków to nie Chorzów, Opole, Kielce, Rybnik, czy Rzeszów (bez urazy!). W rzeczonych miastach wjazd i przejazd Wyścigu to rzeczywiście gratka promocyjna, na którą warto sypnąć grosza.


Ładnych parę lat temu organizatorzy WDP mamili włodarzy Krakowa perspektywą spopularyzowania kolarstwa. Jak należało rozumieć w mieście słynnych szosowców Łazarskiego, Wandora i Magiery, a także torowców - rodziny Kupczaków, ten sport miał się odradzać w miarę im bardziej systematycznie Kraków był nawiedzany przez peleton WDP. Miał się odradzać, ale ani dycha! W tradycyjnie prokolarskich Cracovii, Koronie, Hutniku o takiej ekstrawagancji sekcyjnej jak kolarstwo ani słychu, ani dychu… Z całym szacunkiem dla wielkiego dorobku sportowego WLKS Krakus Swoszowice, właśnie świętującego doniosły jubileusz (gratulacje!), ale gdyby ten dzielnicowy klub miał w mieście konkurencję, dyscyplina nabrałaby oczekiwanego, nie tylko przez mnie, wydźwięku. Inna sprawa, że gdyby łaskawość miejskiej kasy dla imprezy, którą już u jej zarania Antoni Słonimski wykpiwał na łamach „Wiadomości Literackich”, bodaj w jednej dziesiątej przekierować na dofinansowanie pracy z młodzieżą kolarską w Krakusie, pożytek byłby większy. Kraków ze swoją predylekcją do monumentalizmu organizacyjnego, polegającego na forowaniu kosztownych, sportowych hochimprez objawia pewną odmianę prowincjonalizmu, nieprzystającego do jego niekwestionowanego statusu. Nowym Jorkiem nigdy nie będzie, choćby organizował co miesiąc wielki maraton, a stolicą państwa ponownie nie zostanie, nawet jeśli weźmie kolarski Wyścig Dookoła Polski na całkowite utrzymanie… W tej akurat sprawie ostatecznie wypowiedzieli się Zygmunt III Waza i Andrzej Sikorowski…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty