Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC o przełomowej zmianie uregulowań dotyczących badań lekarskich sportowców-amatorów
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (491)

Karty zdrowia, a sprawa polska…

W pewnym momencie niewątpliwie doszlibyśmy do ściany… W postępie arytmetycznym rośnie liczba sportowców-amatorów, a liczba lekarzy maleje! Wynika z tej sytuacji coraz większa trudność z dostępem do gabinetu, w którym można było uzyskać potwierdzenie zdolności do uprawiania sportu. Masowy pęd lekarzy i pielęgniarek ku zagranicznym synekurom wydłużył kolejki do przychodni ogólnodostępnych, więc w swoim czasie wymyślono paragraf, który jeszcze bardziej oddalił medycynę od sportowców.


W ramach kolejnej operacji majstrowania przy służbie zdrowia, wymyślono monopol na badanie sportowców, którym obdarzono wąskie grono specjalistów medycyny sportowej. Ponieważ w skali kraju jest ich tylu, co kot napłakał, drastycznie spadła dostępność do koniecznych badań, otwierających zawodnikom drogę do startu. Koszty badania adeptów do wieku juniora wziął na siebie PFRON, natomiast każdy senior ubiegający się o pieczątkę potwierdzającą brak przeszkód w wyjściu na boisko, musiał spotkać się przed wejściem do gabinetu z panią inkasującą należność za usługę pana doktora. Powstał niezwykle intratny rynek opisywanej usługi, na którym warunki dyktowali specjaliści. Klubowi skarbnicy siwieli gwałtownie przy okazji dźwięku terminowego dzwonu, przypominającego upływ 6 miesięcy i wygaśnięcie ważności kart zdrowia zawodników wielu sekcji i drużyn. Niezmiennie mała dostępność i spore koszty badania gruntowały narastający problem, przez wiele lat praktycznie nierozwiązywalny nabierał cech zmory zwłaszcza dla dyscyplin masowych takich jak piłka nożna. O patologię zaczynały ocierać się decyzje o rozwiązywaniu zespołów seniorskich, zwanych rezerwowymi, z prostych odruchów oszczędzana na aktualizowaniu klubowych kart zdrowia. Przy okazji narastała dumna narracja o peerelowskiej służbie zdrowia, którą stać było na utrzymanie bezpłatnych badań sportowców w gęstej sieci państwowych przychodni sportowo-lekarskich. Tam, gdzie takich placówek nie było, czyli w małych miastach i wsiach, wystarczył stempel internisty z normalnej przychodni.


Powrót do takiego modelu nie był możliwy z wielu względów, aliści za złapanie byka za rogi wzięli się działacze skupieni w Komisji Piłkarstwa Amatorskiego i Młodzieżowego PZPN dobre 10 lat temu. Panowie prezesi Jan Bednarek(Szczecin) i Andrzej Padewski (Wrocław) wiercili dziurę w brzuchy wierchuszce ministerstwa zdrowia. Wielce obiecujące w sensie słownym były rozmowy z wiceministrem Jakubem Szulcem, sam pamiętam jak na posiedzeniu Komisji odbytej w Ostródzie, pani dyrektor Sztachelska z resortu deklarowała rozpoczęcie prac zmierzających do uzdrowienia sytuacji…


Nie wdając się nadmiernie w konotacje polityczne, warto ogłosić, że oto z dniem 1 marca ekipa składająca się z PiS-owskich funkcjonariuszy ministerstwa zdrowia i sportu, dokonała przełomowej zmiany uregulowań w opisywanej materii. Rozporządzenie ministra zdrowia przedłuża do 12 miesięcy ważność badania lekarskiego potwierdzającego zdolność do uprawiania sportu, a przede wszystkim nadaje prawo do jej stwierdzania także lekarzom pierwszego kontaktu, rodzinnym!


Wieść, zwłaszcza w środowisku piłkarskim, gotującym się do rozpoczynającego się wiosennego sezonu lig i klas amatorskich, rozchodzi się lotem błyskawicy, zdobywając powszechne uznanie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jako mężowie, którzy poruszyli „bryłę świata”, jawią się politycy Prawa i Sprawiedliwości: wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł i senator Mieczysław Golba. Pierwszy, jako b. piłkarz, ponoć lubi haratać w gałę, drugi wieloletni prezes Okręgowego Związku Piłki Nożnej w Jarosławiu, a od 4 lat szef Podkarpackiego Związku, zdołali uruchomić odpowiednie dźwignie legislacyjne i masowy postulat przeformułować w oczekiwaną normę prawną.


Ludzie, stojący blisko materii sportu amatorskiego przewidują, że unieważnione rygory i ograniczenia blokujące tendencje rozwojowe amatorskiego segmentu wyczynu, już wkrótce przyniosą radykalny przyrost uprawiających dyscypliny zespołowe. Nowe uregulowanie niesie w jednym punkcie jednak pewne ryzyko. Mam na myśli możliwość osobistej deklaracji sportowca o dobrym stanie zdrowia i pojmowaniu ryzyka wiążącego się ze startem, na podstawie których może on być dopuszczony do zawodów i treningów. W tym miejscu prawodawcy posłużyli się analogią praktyki organizatorów biegów maratońskich, którym takie oświadczenie woli startujących wystarcza. Niestety, taki stan rzeczy budzi obawy na okoliczność zdarzających się podczas imprez sportowych wypadków, niosących ze sobą poważne uszczerbki na zdrowiu, a nawet powodujących śmierć. Tu kończy się definitywnie granica pomiędzy kontrolowaną tolerancją, a traumą powodującą pytania o profilaktykę i przezorność. Miejmy wszakże nadzieję, że do takich losowych weryfikacji zbożnej inicjatywy nie będzie dochodzić…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty