Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC: Zakopane z zimowej stolicy Polski powoli przeistacza się w kolejną stolicę piosenki...
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (482)

Komu grają pod Tatrami?

Dobijamy kalendarzowo święta Trzech Króli, a cała Polska wciąż żyje Sylwestrem Marzeń! Dzięki parokrotnym powtórkom transmisji koncertu zorganizowanego przez TVP, estetyczne przeżycia narodu uległy wielokrotnemu wzmożeniu. Obejrzałem odtworzenia w poczuciu absolutnego komfortu, albowiem przy pierwotnej, oryginalnej transmisji, całą przyjemność słuchania pani piosenkarki Szroeder, czy pieśniarza Martyniuka, odbierał jeden wielki huk petard i rac odpalanych jak Polska długa i szeroka. Zdarzały się nawet tak ogromne zakłócenia foniczne, że człowiek nie wiedział, czy to Zenek fałszuje „szalone oczy”, czy mamy do czynienia z akustycznym przebiciem kanonady powitalnej za oknami.


Co do wykonawców, rozsądkiem zaimponowały szczególnie gwiazdy zagraniczne, na czele z włoskim duetem, wykonującym słynną „ Felicitę”. Starannie opatulona szalem pani, pan w ciepłym kożuszku i flauszowym kapeluszu, w odróżnieniu od naszych pogromców mrozu, zadbali o struny głosowe. W tym miejscu pojawia się lekka pretensja do reżyserów widowiska, puszczających na estradę skąpo odzianych, rodzimych wykonawców, w tym jedną z kompletnie obnażoną górą. Na jej tle pełen werwy Norbi, wbity w góralsko-furmański biały kożuch, niesprawiedliwie nadużywał prawa do ciepłoty, jednocześnie ochładzając wizerunek granego w tę noc - harnasia.


Żeby nie koncentrować się przesadnie na szczegółach głośnej imprezy pora ja uogólnić i stwierdzić, że dzięki kolejnym Sylwestrom Marzeń, Zakopane przeistacza się w kolejną stolicę piosenki, dołączając do Sopotu, Opola i wypełniając pustkę w zapotrzebowaniu na zimową odmianę sztuki estradowej, dodajmy, na wolnym powietrzu. Jak słychać w telewizorze, napawa to słuszną dumą zakopiańskiego gazdę nad gazdami, czyli burmistrza Dorulę. Niestety, nadana odgórnie metamorfoza funkcji Zakopanego dzieje się poniekąd kosztem jego obowiązków prosportowych. Żeby daleko nie szukać, warto przypomnieć, że na Równi Krupowej, gdzie teraz ustawia się monstrualną estradę koncertową, organizowano kiedyś biegi narciarskie (o wyścigach kumoterek nie wspomnę)… Tam rodziły się wielkie biegaczki i wielcy biegacze, że wspomnę Stefanię Biegun i Józka Łuszczka. Teraz o zakopiańskich biegaczach słuch zaginął, a przecież tytułu stolicy sportów zimowych nie ma komu oddać. Były za PRL próby nadania konkurencjom w Beskidach, Sudetach, nawet w Bieszczadach, tego tytułu, ale zakończyły się klapą.


Jak już z jesteśmy przy zimowych konkurencjach wyczynowych, to warto i trzeba wskazać na utrwalającą zapaść w konkurencjach alpejskich. Doprowadziła ona nawet do próby ustanowienia swego rodzaju doktryny, wedle której Tatry, jako dużo niższe góry, nie stwarzają naturalnej szansy na wyszkolenie zjazdowców i slalomistów europejskiego formatu. Dosyć to oryginalna opinia, zwłaszcza że żyją jeszcze w ludzkiej pamięci nie tylko osiągnięcia sióstr Tlałkówien, Grabowskiej, a nawet starszych o dwa pokolenia pań Grocholskiej, Kowalskiej, Kodelskiej… Jest też jakieś drobne światełko w tunelu, związane z ostatnimi wynikami Maryny Daniel-Gąsienicy. Uwaga, uwaga: zdobyła ona po raz pierwszy od niepamiętnych czasów punkty dla Polski w Pucharze Świata i to w jednym i drugim slalomie (gigancie)! Osiągnięcie należy docenić z wielką atencją, zwłaszcza gdy się wie jak bardzo pod górę mają nasi alpejczycy. W zimowej stolicy nie da się korzystać ze stoku na Nosalu, bo trasa jest niedostępna. Ani COS, ani zakopiański magistrat nie są w stanie dogadać się z właścicielem terenu, tak, aby zdjął szlaban w sezonie, udostępniając obiekt do szkolenia i startów. Najliczniejsze środowisko narciarskie, jakim są alpejczycy, przestało już wierzyć w sens uprawiania tego sportu w wymiarze wyczynowym. Zawodniczki i zawodnicy rezygnują z kadry, przechodząc na autosponsoring prywatny, najczęściej rodzicielski. Rozżaleni na PZN, który w roli macochy wobec nich zaszedł tak daleko, że nie ma ochoty organizować Pucharu Polski, skąpi na podstawowe wydatki… Ludzie stojący blisko dyscypliny to, co się dzieje wokół potrzeb alpejskiej odmiany polskiego narciarstwa, nazywają „rozpierduchą”. Mocne! A orkiestra ciągle stroi instrumenty…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty