Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC zastanawia się, czy otworzyć drogę do zaistnienia pod Wawelem szkoleniowej placówki Dumy Katalonii...
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (394)

Być albo nie być Barcy w Krakowie?

Bądź mądry, pisz wiersze… Ponieważ talentu wierszoklety we mnie za grosz, chociaż poezję uwielbiam, całe życie ku mądrości staram się dążyć, niestety, z rozmaitym skutkiem. A tu akurat mądrość potrzebna, jak jasna cholera. Należy rozstrzygnąć iście hamletyczny dylemat: wpuścić do Krakowa piłkarską akademię Barcelony, czy nie wpuścić? Decyzja należy akurat do niżej podpisanego, w związku z prezesowską posługą pełnioną w Małopolskim Związku Piłki Nożnej. Rzecz w tym, że jest on instancją, do której należy obowiązek wystawienia listu uwierzytelniającego, otwierającego drogę do zaistnienia pod Wawelem szkoleniowej placówki katalońskiego klubu.


Mieć w zbiorowisku 900 klubów przynależnych do MłpZPN członka mającej w nazwie człon o szczytnym wydźwięku - to nie tylko wartość promocyjna. To ważny przeszczep wiążący nas z epicentrum najwyższego wyczynu! Pierwszy odruch, nazwijmy go kibicowskim, objawia się zaskoczeniem i entuzjazmem. Oczyma wyobraźni ogarniamy legendy najsławniejszego na świecie klubu: Zamorę, Kubalę, Cruyffa, Suareza, Kocsisa, Ronaldo, Puyola i dziesiątki innych aż po współczesnych Iniestę i Messiego, odświeżamy pamięć z historycznego tournee Cracovii po Hiszpanii i remisowego wyniku w Barcelonie, wracamy do niedawnych stosunkowo jej występów przeciwko Wiśle na stadionie im. płk. Henryka Reymana. Owładnięci szacunkiem przed niewyobrażalną klasą sportową kolejnych pokoleń barcelońskiej ekipy, czujemy jak kręgosłup wygina nam się kabłąk uniżoności i padamy do nóg wysłannika Barcy w geście wiekuistej wdzięczności.


A więc przyszła kolej na Kraków, tak jak na Moskwę i Stambuł, co przesuwa nasze miasto w wyimaginowanym rankingu prestiżu, na który składa się multum wskaźników materialnych i moralnych… Od takich skojarzeń prosta droga do wniosku o zbożnej misji katalońskiej myśli szkoleniowej, ukierunkowanej na najmłodszych adeptów futbolu. Z całą pewnością -rozmyślamy - wniesie ona do krakowskiej piłki nowe, sprawdzone na całym świecie - metody, podsyci niewątpliwie konkurencję miedzy naszymi klubami i akademiami, da rodzicielskiemu mecenatowi nowe bodźce. Przecież od chwili zawładnięcia ich wyobraźni przez zawrotną i kuszącą efektami finansowymi karierę Roberta Lewandowskiego, ten rodzaj inwestowania w indywidualne kariery pociech oszalałych ojców i matek wszystkich stanów, robi oszałamiające postępy…


Rywalizacja nikomu nie zaszkodziła, podpowiadają na Twitterze rozmaici doradcy od fachowców po ignorantów, aliści nie da się ukryć, że i jest druga strona tego medalu! Barcelona otóż niczego nie oferuje za darmo, za licencję każe sobie sowicie płacić, więc odpada pryncypium altruizmu i przekonania o wychowankach krakowskiej placówki jako następcach Messiego. Paruletnie doświadczenia akademii warszawskiej (Escola Barcelona) pieczętującej się metryką oficjalnego patronatu, nie do końca przekonują. Trenerzy klubowi narzekają na nadużywanie mitu barcelońskiego do drenażu najzdolniejszych dzieci. W roli nauczycieli barcelońskiej odmiany futbolu występuje jak najbardziej tubylczy żywioł trenerski, nie zawsze bezpośrednio dotykający realnych desygnatów iberyjskiego mitu. Zajęcia prowadzone są przez tutejszych edukatorów, a nie przez wysłanników barcelońskiej kadry.


Nie bez przyczyny Warszawa stała się pierwszym adresem, pod którym zmaterializowała się idea zagranicznej ekspansji Barcy. Tam można najgłębiej sięgać do portfeli rodzicielskich, co stawia pod znakiem zapytania szlachetno-promocyjne motywy eksportu futbolowej technologii. Żeby nie było złudzeń: Barcelona nie dokłada do przedsięwzięcia ani jednego euro, daje natomiast okazje do zarobku pośrednikom biznesowym, reprezentującym w pełni sektor prywatny. Są w Europie przykłady, a wśród nich najbardziej wyrazisty - duński, jasnej, niedwuznacznej odmowy oferty barcelońskiej. Wstępne rozeznanie wśród krakowskich szkoleniowców, specjalizujących się w prowadzeniu grup dziecięcych w klubach i akademiach, nakazuje pogłębioną analizę skutków wejścia słynnej marki na nasz grunt. Mamy przecież na nim wysyp akademii uruchamianych przez naszych wybitnych zawodników, że wymienię Frankowskiego i Szymkowiaka, Radomskiego i Niedzielana, a także ostatnio  Głowackiego i Mielcarskiego. Byli reprezentanci muszą inwestować swoje pieniądze, zanim będą mogli liczyć na rodzicielski mecenat… Czyż nie wypadałoby zapewnić im ochrony rynkowej, przynajmniej do czasu rozwinięcia skrzydeł, okrzepnięcia organizacyjnego?


Podobnie, jak to miało miejsce w stolicy, pełnomocnicy z listem polecającym Barcelony w kieszeni, liczą na pomoc władz miejskich w zakresie udostępnienia obiektów, na których mieliby prowadzić edukację, zabiegają o inne formy pomocy, wymachując szyldem bogatego przecież mocodawcy. Sceptyczni wobec desantu działacze, być może, przedwcześnie prorokują, że na hasło Barca zleci się cała nieopierzona dzieciarnia z miasta, masowo rejterująca z klubowych akademii, zakłócając w ten sposób ład na rynku orlików, żaków. A może to jeno przesadny do bólu strach, że przyjdzie lepszy i przyspieszy i udoskonali ruch taśmy, szlifującej talenty? Bądź mądry…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty