Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC: Trenerski transfer z Hiszpanii ważnym weryfikatorem kompetencji nowych sterników Wisły?
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (380)

Wziąć za rogi, nie spaść z byka!

Pani prezes Marzena Sarapata zadebiutowała w ogólnopolskiej przestrzeni medialnej, przyjmując zaproszenie do telewizyjnego STANU FUTBOLU… Tym samym wpisała się na listę kandydatów do medalu za odwagę, zważywszy że w programie wziął udział Paweł Zarzeczny. Redaktor bywa zapraszany przed kamery z zadaniem pełnienia funkcji specjalisty od grillowania, co dla debiutantki mogło oznaczać ośmieszenie lub zatracenie. Sytuacja do takiego obrotu sprawy była aż nadto sposobna. Nieodgadnione po dziś dzień ścieżki, które przywiodły na Reymonta hiszpański desant szkoleniowców piłkarskich, dostarczyły taką dawkę paliwa, że wszystkie grille dziennikarskie mogą hajcować na pełny regulator. Aż do pierwszego meczu Kiko Ramireza.


Moje źródła informacyjne donoszą o kluczowej roli tropu koszykarskiego, wedle którego zadomowiony w Wiśle szkoleniowiec żeńskiej drużyny Białej Gwiazdy zarekomendował znanego sobie rodaka i swoim autorytetem podżyrował jego kontrakt. Gdyby tak rzeczywiście było, można być spokojnym o losy drużyny Głowackiego, Brożka i Boguskiego. Takie przekonanie, tonujące nastroje paniki, wzięte z przekonania o Ramirezie jako króliku wyciągniętym z kapelusza przez wiceprezesa Wisły, też Hiszpana - Manuela Junco, przywiozła do studia pani prezes. Wprawdzie publiczne wypowiedzi hiszpańskich członków sztabu szkoleniowego zawierają liczne szarady umysłowe, przeplatane oczywistymi truizmami i komunałami, rzucanymi ku pokrzepieniu serc, szefowa klubu zademonstrowała niezachwianą wiarę w powodzenie iberyjskiego wariantu kadrowego. W sumie dała radę, także dzięki temu, że prowadzący program Mateusz Święcicki pokazał się jako wzorcowy dżentelmen, obchodzący się z paniami z galanterią i dający wiarę narracji prezentowanej przez nie (obecna była w studio także pani wiceprezes Jagiellonii).


Kłopot z tak głęboką wiarą polega na tym, że w powojennej historii Wisły, obok wąskiego grona zagranicznych trenerów, spełniających pokładane w nich nadzieje, takich jak np. Czech Józef Kuchynka z lat 1949-50, stanowczo za liczna była grupa trenerów bez specjalnych sukcesów. Był więc „eksperymentator” z Czech - Karol Kolsky, co spuścił Białą Gwiazdę z ekstraklasy. Był Węgier Karoly Kosa, podobno zatrudniony pomyłkowo zamiast bardziej kompetentnego krewnego imiennika, kompletnie bezbarwny i zupełnie zapomniany, gruntujący pozycję wiślaków jako ligowego średniaka-wyrobnika. Był jego rodak Gyula Teleky, którego po 2 sezonach musiał zastąpić zawsze  gotowy do odbudowy wiślackiej potęgi Michał Matyas. Słowacki ślad na Reymonta uosabiał Karol Pecze. Zasłynął z bon motu o braku „rychlosti” i „elanu”, a także z faktu kompletnej, ślepej niewiedzy o sprzedaniu przez zawodników meczu (0:6), dającego Legii mistrzostwo Polski w 1993 roku…


Holender Maaskant nie da się zakwalifikować jednoznacznie. Z jednej strony zdobył ostatnie dla Wisły mistrzostwo Polski, aliści wdrożył model niezwykle rozrzutnego gospodarowania środkami i zawodnikami. Jego polityka kadrowa odebrała resztki nadziei właściciela klubu na podbicie Europy. Pozwoliła za to Wiśle pobić rekord świata w umiędzynarodowieniu zespołu(grali w nim przedstawiciele aż 18 narodowości!!!) i zadłużyć klub w takich rozmiarach, że uczynienie z niego organizacji rentownej stało się trwale niemożliwe!


Kładąc na szalę zyski i straty spowodowane sprowadzaniem zagranicznych fachowców, dochodzimy do wniosku, że bilans jest per saldo niekorzystny. Przy tej okazji warto przypomnieć o innej, całkiem obiecującej praktyce stawiania na trenerów dopiero na dorobku, tak jak to ma dziś miejsce w przypadku Ramireza. Żeby nie grzebać się w czasach zamierzchłych należy przywołać takie postaci jak Jerzy Steckiw, Aleksander Brożyniak, Orest Lenczyk, Lucjan Franczak, Adam Musiał, Marek Kusto, Adam Nawałka, Kazimierz Moskal, Tomasz Kulawik… Dostawali kartę powołania bez specjalnego dorobku, przy krótkim stażu, niekiedy nie mając do czynienia nawet z samodzielną pracą na ligowym poziomie. O ich zatrudnieniu decydowała odwaga i wola dawania szansy młodym, obiecującym kandydatom do noszenia mistrzowskiej buławy, mniej więcej takim jak Radek Sobolewski, skierowany do powtórzenia krótkiego rozbiegu do pracy na własny rachunek.


Jak z tej opowieści jasno wynika, złotego środka, pozwalającego wyłonić idealnego, skutecznego trenera, krajowego lub zagranicznego, po prostu nie ma. Każda tego typu decyzja obciążona jest skrajnym ryzykiem, zwłaszcza w sytuacji, kiedy ławka rezerwowych jest wąska, klubowe zasoby finansowe skromne, a presja wyniku ze strony środowiska nienawykłego do trawienia porażek - niesamowita. Jeśli już szukać finalnego konceptu, dającego gwarancję skuteczności polityki kadrowej w pionie szkoleniowym, jedno rozwiązanie narzuca się samoistnie: najlepiej zatrudnić trenera z zagranicy, ale Polaka powracającego na Ojczyzny łono! Ale drugiego Henryka Kasperczaka nie znajdziemy! Egzotyka kierunku, z którego wychynął nowy sztab trenerski Wisły, w Polsce wzbudziła zdziwienie i wiele krytycznych opinii, w Krakowie, jak przystoi kolebce polskiego futbolu, która niejedno w życiu widziała, dominuje ciekawość i przekonanie o transferze, jako ważnym weryfikatorze kompetencji nowych sterników Wisły…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty