Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC o ósmej dziesiątce na liście FIFA i innych sprawach z piłkarskiego podwórka
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (233-bis)

Wieczorne rozhowory

Kiedy dzwoni komórka po 22-giej ogarnia mnie strach czysto egzystencjonalny, ponieważ w moim otoczeniu przywykliśmy nie nachodzić o tej porze człowieka wyznającego higieniczny tryb życia… Tym razem telefonował warszawski dziennikarz z prośbą o komentarz, co siłą rzeczy sprawę sprowadzało do kategorii normalności. Niniejszy felieton jest luźnym zapisem naszego dialogu, opartym na zasobach pamięciowych…


- Witam i o zdrowie pytam; dawnośmy nie rozmawiali, a tu tyle spraw do omówienia na piłkarskim podwórku - zagajenie sztampowe i trochę nieadekwatne do niskiego stopnia zażyłości.

- Dobry wieczór - odpowiadam - zdrowie, proszę pana, owszem niczego sobie; ci, którzy liczą, że zacznie mnie zawodzić i tym samym, ktoś taki jak ja, przestanie im nareszcie zawadzać, najpewniej się przeliczą. A pan, kolego Włodku, sądząc po tekstach też w nienajgorszej formie. Co pana sprowadza pod moją skromną strzechę?

- Pewnie pan wie, że do PZPN wpłynęły oferty ze strony federacji Ghany i Korei Południowej. Chcą z nami zagrać przed mundialem oficjalne mecze, płacą za wszystko i jeszcze dają nieźle zarobić. Wyobraź pan sobie, że dostali czarną polewkę, czyli nasi mocarze olali ich ciepłym moczem. Co pan na to?

- Po pierwsze, nic o ofertach nie słyszałem, tak samo jak nie wiedziałem o ofercie francuskiej, dla mnie rewelacyjnej okazji prawdziwego sprawdzianu siły naszej kadry. No, ale niby skąd miałem wiedzieć, kiedy na temat odmowy oferty lub jej przyjęcia powinien zdecydować zarząd PZPN, a ten dopiero zbiera się po Wielkanocy.

- Nie żartuj pan z tym milczącym sejmem, zwanym zarządem, czyli posranymi ze strachu gamoniami, pilnującymi wypłaty tych kilkunastu stówek za posiedzenie. Czy się zbierają, czy nie zbierają, na jedno wychodzi przecież. Dobrze pan wie, że tam panuje styl rekrucki: ruki po szwam  i ruki w wierch, zawsze na znak zgody z wolą prezesa…

- Przesadza pan i to grubo; z mego nasłuchu wynika, że swoje zdanie ma Antkowiak, Greń, Tabisz, Kulesza, czasami Bednarek. Zresztą jest jeszcze komisja do spraw nagłych w postaci zbiorowej woli wiceprezesów objawiana po konsultacji z prezesem...

- Nazywają tę telefoniczną instytucję komisją do spraw tajnych i szemranych, a jej praktyka dowodzi, że jeszcze nigdy nie miało miejsce nieprzyjęcie zdania ja zwołującego…

- Przepraszam pana bardzo, ale wciąga mnie pan najwyraźniej w nocne rozmowy polityczne, a miało być o ofercie Ghany, Korei. Więc odpowiadam, że nie mam zdania sprecyzowanego. Z jednej strony zagrać z finalistami mistrzostw świata i zarobić, to ewidentna gratka szkoleniowo-finansowa, a z drugiej strony wiadomo, że terminów nie ma i do tego dochodzi również pałętanie się po świecie dla wygody naszych kontrahentów. Dlatego staram się rozumieć rozterki naszego związku, zwłaszcza że ma zabukowane mecze z Niemcami i Litwą.

- No dobra, a nie przyszło panu do głowy, że za tym kryje się swoista kalkulacja, obliczona na efekty pijarowskie, jedynej wartości jaką bałwochwalczo wyznaje ekipa Bońka?

- Jaka mianowicie kalkulacja?

- Ano taka, żeby broń Panie Boże, nie zagrać z silnymi zespołami i nie dostać po dupie i tym samym nie zlecieć w rankingu FIFA o dalszych kilka miejsc, zbliżając się do drugiej setki sklasyfikowanych, narodowych federacji. Trzeba być inwalidą wzroku, żeby nie widzieć genezy naszej polityki startowej, opartej na strachu. Chłopcy wolą mierzyć się z Mołdawią, Słowacją, Irlandią, Szkocją, a najlepiej z Luksemburgiem i Monako, bo z nimi jest szansa na wygraną, w odróżnieniu od sparringów z Francją, Mali, Ghaną, czy Koreą. Nawet jeśli Nawałka nie miałby nic przeciwko tym drugim rywalom, to Boniek raz, dwa go przywoła do porządku…

- I tu się pan, niestety, znowu myli, bo akurat rozmawiałem z selekcjonerem i on bardzo liczy na spotkanie z Niemcami, a to przecież najwyższa półka…

- Nie taka znowu wysoka, szczególnie po temu, że będą na pewno w rezerwowym składzie z powodów, o których powinni wiedzieć młodsi trampkarze, czyli młodzicy…

- Z tego, co wiem w reformowanym trochę na łupu cupu PZPN, obowiązuje doktryna, wedle której ani prezes, ani zarząd nie są odpowiedzialni za wyniki reprezentacji narodowej. Ani bezpośrednio, ani pośrednio. Pan prezes Boniek opisał mi tę doktrynę podczas upojnej polemicznej debaty miedzy nami podczas jubileuszowej kolacji w Lublinie. Może to i zdrowe podejście, urealniające nareszcie prawdziwe obowiązki kadrowiczów i sztabu trenerskiego?

- Hola, hola, panie redaktorze-seniorze; czyżby pana zawodziła pamięć? Kto, jak kto, ale pan powinien robić za pierwszego świadka przeszłych zachowań, działań i oskarżeń, których autorem był pan Boniek, a obiektami jego bezpardonowej krytyki byli poprzednicy: Dziurowicz, Listkiewicz i Lato. Kiedy tylko zdarzała się okazja do publicznych wystąpień, a o nie Boniek umiał się starać, pod adresem ówczesnych władz PZPN płynęły z jego ust ironiczne zwischenrufy. Ich syntetyczną zbitką werbalną było twierdzenie: „jaki prezes, taka reprezentacja!” Niech więc teraz nie próbuje stawiać problemu na głowie, a kota do góry nogami. Uwiera go to miejsce w ósmej dziesiątce na aktualnej liście FIFA, bo ono jest żywym zaprzeczeniem roli zbawcy polskiej piłki, jaką sobie od lat przypisuje!

- Z tego, co pamiętam, rzeczywiście nie dawał pardonu poprzednikom. Jednymi pogardzał, innych nie szanował, niektórych respektuje, bo mogą być użyteczni w osiąganiu celów. Co prawda, to prawda, ale warto też zauważyć, że zbawcą piłki nigdy się nie nazywał. Byłoby to chyba poniżej jego inteligencji…

- Ale jego przydupasy tak o nim myślą, mówią i piszą. Po to przecież powołał do życia zespół dziennikarzy sportowych, nieustannie go wielbiących, wbijających go w niezasłużoną dumę. Nie dziwota, że w środowisku owi panowie zyskali już miano „cukierników”…

- Dużo by na ten temat mówić, ale dzisiaj nie jestem w nastroju. W jednym wątku chcę tylko postawić osobiste veto: w wątku koincydencji doboru słabych rywali reprezentacji z jej awansem w górę listy FIFA. Nie zaprzeczy pan przecież, że ostatni, przegrany mecz ze Szkocją w efekcie przyniósł przesunięcie Polski z 73 na 72 miejsce! Powinno to nam dać do myślenia. Dobranoc, panie Włodku!

Rozmawiał: Ryszard Niemiec 

PS. Imię rozmówcy zostało zmienione…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty