Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
JERZY CIERPIATKA żegna bokserski świat Nowej Huty, raj dla estetów, w którym znalazły sie nawet ... dziecięce kogle-mogle
autor
Jerzy Cierpiatka (ur. 1953 w Krakowie) - dziennikarz sportowy. Reporter i felietonista „Tempa”, „Gazety Krakowskiej”, „Dziennika Polskiego”, „Przekroju”, wieloletni współpracownik katowickiego wydawnictwa „GiA”. Autor bądź współautor wielu książek, m. in. trzech monografii Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, „Boży doping”, „90 lat Białej Gwiazdy”, „85 lat RKS Garbarnia”, „Od Urugwaju do Rosji” (historia mundiali), „Jak to było naprawdę” (prawdziwe opowieści sportowe), „Olimpizm polski”, „Poczet związkowych legend”.
Wcześniejsze wpisy:

ZAMIAST DOGRYWKI (XXXIV)

Żegnając Pana Bronisława

Raptem trzy dni przed ukończeniem 90. roku życia odszedł Bronisław Olejniczak. Z tą bardzo smutną wiadomością zadzwonił Władysław Kaim. W poniedziałkowe południe ostatni gong rozlegnie się na grębałowskim cmentarzu. Dla nowohuckiego boksu komenda „out!” padła zdecydowanie wcześniej. Jeszcze w połowie lat 80.

Tamten wyrok śmierci na sekcję pięściarską Hutnika ogromnie zabolał wiele osób. Kogo najbardziej? Podejrzewam, iż właśnie Olejniczaka. Bo on ten boks tworzył w okresie, kiedy nie było nic. Nowohuckich osiedli, kombinatu, ani ringu w Hali Garaży. Już z tego zdania wynika skala heroizmu. Praca od podstaw, dosłowne stawianie fundamentów... A jednocześnie cholernie daleka droga ku wyżynom. Z tego co wiem, ówczesny system rywalizacji obejmował również klasę B. Olejniczak tego już niestety nie potwierdzi, ale to czysta prawda. Choć z dzisiejszej perspektywy niezmiernie trudna do uwierzenia. Bo przecież mało kto wie, że ostatnie mistrzostwa Polski w Strzegomiu w ogóle się odbyły...

Bronisław Olejniczak urodził się w Niemczech, tam jeszcze przed II wojną rozpoczął karierę, którą już po wyzwoleniu kontynuował w Łodzi i na Dolnym Śląsku. Kurs instruktorów boksu ukończył pod okiem wielkiego pięściarza i trenera, Witolda Majchrzyckiego. W 1952 Olejniczaka, który dwa lata później został trenerem II klasy, skusiło hasło „Nowa Huta”. Pokonywanie kolejnych szczebli do ekstraklasy zajęło Panu Bronisławowi dziewięć sezonów. Drużyna mężniała, stawała się coraz atrakcyjniejsza dla wielu przybyszów z różnych zakątków Polski. Kiedy po meczu z Astorią Bydgoszcz (miała w swych szeregach wicemistrza olimpijskiego z Rzymu, Jerzego Adamskiego) można było wreszcie w 1961 fetować upragniony sukces, konglomerat krakusów i przyjezdnych składał się z kilku znaczących postaci.

Dużą miętę czułem do Kazimierza Boczarskiego, który z powodzeniem radził sobie również jako utalentowany piłkarz Dąbskiego. I nigdy nie zapomnę, jak brązowy medalista ME w Pradze przenosił mnie przez barierkę Hali Garaży, bo w tamtych latach młodzież bodaj do lat 15 miała postawiony przez GKKF szlaban na oglądanie walk bokserskich. Z tej samej sekcji Cracovii rekrutował się Stanisław Czajęcki, to on wyrzucił potężnym ciosem z ringu jakiegoś Rosjanina, bodaj Karpowa. Bardzo konkretnie uderzał w wadze lekkośredniej Zbigniew Olinger. Najcięższe kategorie były domeną braci Bielów, Kazimierza i Włodzimierza. Ale już wtedy wizytówkę Hutnika stanowił Lucjan Słowakiewicz. Ten mistrz ciosów z lewej ręki bezapelacyjnie wygrał w Hutniku rywalizację z Czajęckim w kategorii średniej. I tylko dlatego musiał zadowolić się zaledwie jednym medalem mistrzostw Europy, że na rynku krajowym jeszcze lepszy był Tadeusz Walasek.

Drużyna Olejniczaka przeobrażała się, a każdy jej segment stawał się coraz wartościowszy. Jan Zalejski od dawna rywalizował z Edwardem Nakoniecznym. Leszek Karyś pewnikiem zapomniał, że w ośrodku wczasowym HiL w Bartkowej osobiście ucierał mi kogel mogel. Bardzo efektownie walczył przybysz znad morza, Józef Drucis. Jego rywala w piórkowej stanowił Józef Żurakowski. Główną bronią Stanisława Dudczaka były ciosy bite z dystansu, coś a la przedwojenne „dyszle” zdecydowanie cięższego Stanisława Piłata. Wspomniany już Władziu Kaim uderzał, rzekłbym, bardzo soczyście. Spokojem emanował Stanisław Gajewski. Staszek Dragan z uporem podnosił poziom, aż wdrapał się na olimpijskie podium w Mexico City. A ten dostojny pochód zamykał Władysław Jędrzejewski, imponujący odwagą i determinacją heros przybyły z Łabęd.

Zasługą tych znakomitych pięściarzy było to, że Hala Garaży gwarantowała w tamtych czasach równie niezapomniane przeżycia co szalenie popularne koncerty urokliwej kapeli Marino Mariniego. Pojedynki Słowakiewicza z Walaskiem były rajem dla estetów i utwierdzały w przekonaniu, że boks naprawdę może być sztuką. Z kolei diametralnie innych wrażeń dostarczały walki Jędrzejewskiego ze stołecznym gwardzistą, Eugeniuszem Laskiem. Nie było wyjścia, któryś z nich musiał paść. W Nowej Hucie zdarzyło się raz tak, że w parterze znalazł się Jędrzejewski. Z opowiadań Staszka Dragana wiem, jak bardzo palił się pan Władziu do rewanżu. I  że zemsta na Lasku była w Warszawie okrutna.

Hutnik po 1964 raz jeszcze sięgnął po drużynowy tytuł MP w 1967. Był już w tej drużynie Stefan Skałka. Później szeregi drużyny zasilił Andrzej Jagielski, a jeszcze po nim Kazimierz Szczerba i choć sami byli świetnymi pięściarzami, to w kontekście Hutnika mieli tego pecha, że epoka wielkiego Hutnika już niestety zdążyła przeminąć. Z osobna też zaczęli przekraczać smugę cienia bohaterowie tamtych cudownych lat. Boczarski zmarł w zapomnieniu, Żurakowski odszedł bodaj w Niemczech, Dragan miał strasznego pecha podczas tragedii w ogrodzie, nie ma już wśród nas braci Bielów, Drucisa, Dudczaka czy Gajewskiego. Teraz do grona swych podopiecznych dołączył Bronisław Olejniczak. Mądry, pracowity trener-pedagog, którego odejściu jesteśmy winni chwilę głębokiej zadumy. I ogromnej wdzięczności, że w pejzaż tamtego boksu w Polsce ktoś umiał jakże pięknie wkomponować „o Nowej to Hucie piosenkę”.
JERZY CIERPIATKA

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty