Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sportowe Podkarpacie
RYSZARD NIEMIEC o rzeszowskim sporcie, czyli jak wyprowadzić piłkarzy Stali i Resovii z III-ligowej otchłani...2017-03-04 11:50:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (386)

Preferencje wczoraj i dziś…


Zgodnie z zasięgiem terytorialnym SPORTOWEGO TEMPA wkraczam na dobrze znany mi świat sportu podkarpackiego… W warunkach PRL ufundowany na bazie materialnej i finansowej przemysłu obronnego i lotniczego - lukratywnym spadku po II Rzeczypospolitej, długo nie mógł pozbierać się po ustrojowej transformacji. W połowie lat 70-tych był epicentrum wyczynu, w którym na kilometr kwadratowy regionu przypadał mistrz olimpijski, mistrz świata i mistrz Europy w dowolnej dyscyplinie! Dwadzieścia lat później cały ten kompleks od Jarosławia po Dębicę, od Krosna po Mielec, Stalową Wolę i Tarnobrzeg zaczął popadać w ruinę. W samym Rzeszowie skutkom przeobrażeń polityczno-gospodarczych oparła się jedynie siatkówka Resovii. Rychło skorzystała z nowych wiatrów nowoczesnej  technologii informatycznej Asseco i wzbiła się na przestwór europejskiego prymusa. W mieście nad Wisłokiem już w latach 50-tych wykluła się tradycja współprzenikania kibiców siatkówki resoviackiej z jej futbolową odmianą. Dlatego tak łatwo udało się zbudować wysoką frekwencję na meczach siatkówki, organizowanych w 5-tysięcznej hali na Podpromiu. Na drugim biegunie kibicowskiej geografii miasta stoi od lat alians międzydyscyplinarny zawiązany na stadionie Stali przez fanów futbolu i żużla.


Obie te frakcje od lat wywierały presję na rzeszowski magistrat, aby wzorem miast śląskich rzucił kasę w intencji wyprowadzenia jedenastek Stali i Resovii z 3-ligowej otchłani. Jest jasne, że 200-tysięczne miasto nie jest w stanie równolegle finansować obu klubów na profesjonalnym, niechby pierwszoligowym poziomie. Dlatego prezydent Tadeusz Ferenc zorganizował wewnętrzny, rzeszowski wyścig do miejskiego portfela. Polegał on na zobowiązaniu uruchomienia strumienia pieniędzy dla tego klubu, który po rundzie jesiennej bieżącego sezonu uplasuje się wyżej w tabeli III ligi. Lepiej sprawiła się drużyna z Hetmańskiej, czyli Stal, i ona skasowała dotację, której rozmiary wieść gminna szacuje w granicach 600 tysięcy złotych do 1 miliona. Nie to, żeby odezwała się we mnie struna miłości własnej, związana z 7-letnim stażem zawodniczym w koszykarskich barwach „Bieszczadzkich Wilków", czyli Resovii, ale mam wątpliwości, czy to rozwiązanie ma charakter sprawiedliwy. Jak by nie liczyć, pieniądze pochodzą od podatników i prawo do wyciągania ręki po nie mają oba kluby. Tymczasem mamy do czynienia z nierównoprawnym dostępem do miejskiej subwencji, opartym na ulotnym kryterium chwilowego miejsca w tabeli, które po dwóch, trzech kolejkach, może ulec zmianie…


Nawiasem mówiąc, widzę w tym prostalowskim rozwiązaniu, mocne echa tzw. geografii wyczynu ustanowionego w latach 70-tych przez władze wojewódzkie. W ramach tego postanowienia, Resovia - klub sponsorowany przez przedsiębiorstwa budowlane zrzeszone w Rzeszowskim Zjednoczeniu Budownictwa, miała zadanie rozwijania łucznictwa, siatkówki, koszykówki, lekkiej atletyki, pływania i szermierki, ale miała zapomnieć o swoich marzeniach wyrosłych z pamięci z 1938 roku, kiedy to piłkarze tego klubu byli o krok od zdobycia szlifów ekstraklasowych! Przekręceni w Janowej Dolinie poszli w rozsypkę, a jej najlepsi wychowankowie ruszyli do stolicy zauważeni przez tamtejszych skautów (Tadeusz Hogendorf, Stanisław Baran). Środowisko resoviackie nigdy nie pozwoliło sobie na wyrzeczenie się snu o potędze i nigdy nie dawało zgody na drugoplanową rolę, czyli na ustawienie swej drużyny piłkarskiej w roli kadrowego zaplecza Stali. Kiedy w ramach egzekwowania postanowień tej woli suwerena, odgórnie wcielano do Stali najzdolniejszych zawodników Resovii (Szalacha, Kwiatkowski, Matysiak), co miało miejsce w 1962 roku, wrogość międzyklubowa weszła na stopę wojenną. Trwa po dziś dzień, niestety. Dlatego każdy akt nierównoprawności w tym bilateralnym układzie zamkniętym eskaluje złe emocje wśród kibiców.


W słusznie minionej przeszłości, w dobie gospodarki rozdzielczo-nakazowej, objawianej miedzy innymi w nakazaniu piłkarzom Resovii pełnienie funkcji słabszego brata, któremu przydziela się gorsze miejsce w dostępie do wymiona dotacji państwowych, opisywane wyżej rozwiązania, chociaż mało sprawiedliwe, miały swój sens. 100-tysieczny wtedy Rzeszów, w którym wyczyn eksplodował rozkwitnięciem tysiąca kwiatów rozmaitych dyscyplin, musiał administracyjnie rozwiązać kwestie bytowe także dżudoków miejscowego Waltera, koszykarek AZS, siatkarek Zelmeru i paru innych klubików, stojących przed kasą podatników… Nałożył na Stal obowiązki monopolisty miejskiego w zakresie rozwoju piłkarstwa, boksu, żużla, zapasów w stylu wolnym, w dobrze pojętym interesie nie oddania przez te sekcje obecności, a nawet prymatu w krajowej elicie. W tej sytuacji trudno było dopuścić do „wolnego rynku” w rywalizacji stalowsko-resoviackiej, bez narażenia się na groźbę wzajemnej destrukcji. To wszystko prawda, jeśli chodzi o opis tamtej, minionej rzeczywistości. Wątpię jednak, czy wypada i należy czerpać z niej wzory dziś, w siedemnastym roku XXI wieku. Wejdzie Stal do II ligi - emocje opadną, spapra awans - opinia uzna, że pieniądze Ferenca zostały utopione w błocie...!


PS. Gdybym dziś pojawił się na derbach Rzeszowa, siedziałbym, jak dawniej, na meczach ligowych Stali, pośród jej kibiców…


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty