Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sportowa Małopolska
RYSZARD NIEMIEC: W Niecieczy życie przerosło wyobraźnię scenarzysty filmu Piłkarski poker2018-04-21 10:43:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (444)

Czy Zaorski był w Niecieczy?


Pani prezes Klubu Sportowego Bruk-Bet Termalica wydała oświadczenie na temat pierwszej połowy spotkania swojej drużyny z wrocławskim Śląskiem. Oceniła go lapidarnie twierdząc, że chodzi o naturalistyczną, nie filmową, wersję „Piłkarskiego pokera”!


Nie wszyscy zajarzyli o co chodzi, zwłaszcza że polskie stacje telewizyjne od ładnych paru lat nie pokazują tego filmowego obrazu, reżyserowanego przez Janusza Zaorskiego. Zatem kilka zdań tytułem przypomnienia… Kinematografia polska tworząc postać sędziego Laguny, w którego wcielił się Janusz Gajos, chciała twórczo odnieść się do wszechwładnej w latach 80-tych korupcji w naszym ligowym futbolu. Dziś panuje powszechna, środowiskowa opinia, że żywym prototypem Laguny był Alojzy Jarguz, uchodzący za najlepszego podówczas sędziego ekstraklasy, mającego na koncie gwizdanie na argentyńskim mundialu 1978. Po dziś dzień pozostaje środowiskowym guru, co jakiś czas bywa odznaczany, udziela wywiadów, bywa zapraszany na piłkarskie salony. Polscy sędziowie od premiery filmu wciąż uważają go za dzieło drastycznie przerysowane, karykaturalnie przedstawiające sytuację moralną w ówczesnym futbolu. Nawet mój dobry znajomy z osiedla, sędzia międzynarodowy Stanisław B., przy każdej projekcji telewizyjnej telefonował do mnie, wnosząc o publikowanie jego zastrzeżeń wobec fabuły filmu. Do końca jego pracowitego i bogobojnego żywota spieraliśmy się o prawdę życia i prawdę ekranu, żmudnie dochodząc do protokołu rozbieżności. Na pierwszy miejscu zapisu widniał zapis niezgody w temacie sceny erotycznej w taksówce, podczas której dochodzi do seksu z panią nieciężkich obyczajów, podstawioną przez działaczy skorumpowanego klubu, walczącego o mistrzostwo… Stojąc na gruncie prawdy syntetycznej, niezbędnej do uzyskania efektu artystycznego, uznałem scenę za całkowicie prawdopodobną i uzasadnioną, na co mój adwersarz ostro protestował.


W Niecieczy życie przerosło wyobraźnię scenarzysty filmu Jana Purzyckiego. W kluczowym meczu o utrzymanie się w ekstraklasie sędzia Dobrynin z Łodzi podyktował przeciwko gospodarzom dwa „wapna”, a ponadto usunął z boiska w 35 minucie ich zawodnika, za jednym zamachem rozstrzygając definitywnie wynik rywalizacji drużyn. Mam duże wątpliwości co do procedury skorzystania przez arbitra ze świadectwa video, które nastąpiło po upływie co najmniej 2 minut. Przeszły pod znakiem dynamicznie zmieniających się, nieprzerywanych akcji. Zaskakująca zwłoka reakcji VAR-owskiej uczyniła ją nie tylko kompletnie niezrozumiałą dla widzów, ale też pokazała, że inkryminowane zagranie w równym stopniu mogło być zakwalifikowane jako faul i jako przejaw dozwolonej walki o piłkę! W przypadku czerwonej kartki dla Mikovicia rację miał trener Zieliński, po meczu odnoszący się do rzeczonej kwestii. Zawodnik w oczywisty sposób odrzucił od siebie piłkę, owszem w geście dezaprobaty dla podjętej decyzji sędziowskiej, aliści piłka najpierw uderzyła w murawę, a potem dotknęła garbu Dobrynina…


W przerwie meczu prezes Danuta Witkowska na klubowej stronie internetowej objawiła swój punkt widzenia na zaistniałą sytuację, snując analogię z obrazem Zaorskiego. Spadła na nią lawiną hejtu, co nie jest zaskoczeniem, albowiem populacja kibicowska w miastach, rywalizujących z Niecieczą o ligową egzystencję nakrywa milionową czapką racje stojące za jej samotnym wpisem. Traktuję jej głos jako akt rozpaczy i bezsilności, absolutnie niesłusznie potraktowany jako dowód katastrofy moralnej, przejaw Bóg wie jakiego przejawu niewydolności zarządzania zawodowym klubem. Gorzej, że w kakofonii skrajnego krytycyzmu, prym wiodą niektórzy pośredni uczestnicy zdarzeń, leżących u podstaw scenariusza „Piłkarskiego pokera”! To oni przed 2005 rokiem, odkąd zaczęły kursować konwoje do Wrocławia, szli w zaparte i opisywali ewidentnie przekręcone mecze jako najuczciwsze z uczciwych. To oni wydawali im świadectwa moralności, pisząc na łamach i głosząc w radio i telewizji, że krytyka tego, co dzieje się na stadionach, przyczyni się do ich opustoszenia… Dziennikarze TEMPA, bijący wtedy na alarm, wytykający sędziom błędy, wynikające bynajmniej nie z przypadku, pozywani byli przed sądy powszechne. Mnie osobiście pozywał Jarguz, przesłuchiwała prokuratura we Wrocławiu, zaś red. Andrzeja Skowrońskiego zaszczycił pozwem sam pan sędzia Zbigniew Przesmycki...!


Straszenie wymiarem sprawiedliwości przybrało na sile w apogeum korupcji futbolowej, które - dla mnie - miało miejsce w sezonach 1992/93 i 1993/94. Wtedy nawet PZPN odechciało się formować słynne” brygady tygrysa”, mające empirycznie, w trakcie meczów, badać poziom uczciwości sędziów. Odechciało się, bo pożądanych efektów „złapania za rękę” nie mogli osiągnąć „złodzieje” tropiący „złodziejów”! Nie chcę powiedzieć, że grozi nam powtórka z pięciolatki 2005-2010, której „plon” w postaci listy hańby z nazwiskami 155 skazanych sędziów, obserwatorów i działaczy skazanych na czasową lub dożywotnią banicję poza piłkę, leży w moim sejfie… Przestrzegam wszakże przed lekceważeniem ujawniających się tu i ówdzie przejawów moralnej erozji środowiska sędziowskiego i nadmierną aktywnością grona obrońców nie raz upadłej twierdzy!


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty