Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sportowa Małopolska
RYSZARD NIEMIEC o tym jak w Krakowie odpaliła bomba i o tym, żeby nie życzyć komuś tego co tobie niemiłe...2015-11-22 17:52:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (318)

Gdyby to słuchał ktoś z boku…


Rozpatrując problematykę sportu piłkarskiego na doraźny użytek felietonowy, można przyjąć, że na tym gruncie mało kto i co jest w stanie nas zdziwić. A jednak to i owo da się zauważyć nawet na szczeblu stosunkowo niewysokim, stricte krakowskim, dajmy na to.


Pierwsze z brzegu ma moralny kontekst międzynarodowy i polityczny poniekąd. Oto w Hanowerze, stolicy niemieckiej Dolnej Saksonii, ewakuowano nagle publiczność zgromadzoną na stadionie, oczekującą na rozpoczęcie międzypaństwowego meczu piłkarskiego. Służby bezpieczeństwa odkryły bowiem zainstalowane przez terrorystów islamskich materiały wybuchowe, ukryte w fałszywej karetce pogotowia, stanowiącą pułapkę, a także w pomieszczeniach wewnętrznych trybun. W Hanowerze bomba nie wybuchła, ale odpaliła w Krakowie, w eleganckim salonie handlowym, jakim pozostaje Galeria Kazimierz. Eksplozja jest porażająca i obezwładnia nie tyle fizyczne jestestwo obywateli królewsko-stołecznego grodu, co ich ośrodki intelektualne. Rzecz polega na tym, że w Galerii planowano odbyć spotkanie piłkarzy Wisły z publicznością, w ramach cyklu promocyjnego usług jednego z ogólnopolskich  banków, nawiasem mówiąc śpieszących z pomocą klubowi z Reymonta. Organizatorzy nie liczyli na darmochę, wręcz przeciwnie, chcieli solidnie zapłacić za udostępnienie miejsca w Galerii. Jak grom z jasnego nieba spadła na nich odmowa uzasadniona faktem, że zarządzający placówką, nie jest sympatykiem Wisły, ale Cracovii! Nastąpił zatem co najmniej dziwny melanż osobistych preferencji kibicowskich z polityką wynajmu pomieszczeń, co nie ma znamion prywatności. Panu zarządzającemu w imieniu właścicieli Galerią wypada życzyć tego samego, co nakazuje się dziennikarzom mediów publicznych, aby wchodząc do redakcji legitymacje partyjne i preferencje ideologiczne zostawiali na portierni…


Tego samego, czyli - mówiąc dokładnie - bezstronności, wypada życzyć prezesowi WKS Wawel… Wywodzi się on, jak wiadomo, z grona działaczy sekcji strzeleckiej, którą kocha miłością pierwszą. I bardzo dobrze, że strzelców się hołubi, mimo że już kilkanaście lat temu ministerstwo obrony narodowej na dawne sporty zwane obronnymi położyły przysłowiową lagę. Czasy mamy niespokojne i już niedługo będziemy musieli walić do terrorystów islamskich z tylu luf, ile będziemy mieli pod ręką. Zanim to nastąpi młodzież nasza w pierwszym rzędzie chce pokopać piłkę futbolową, która w Wawelu tradycje ma osiemdziesięcioletnie z okładem. Niestety, w tym klubie za piłkarstwem się nie przepada, a zarząd opanowany przez przedstawicieli sportów indywidualnych, staje się dla sportowców tej dyscypliny kimś w rodzaju macochy skrzyżowanej z ojczymem. Wymyślił prawne perpetuum mobile, wedle którego najliczniejsza do niedawna sekcja w klubie, ma na walnym zebraniu sprawozdawczo-wyborczym symboliczną ilość mandatów, pozostając bez jakiegokolwiek wpływu na losy WKS Wawel. Żeby na zewnątrz wyglądało jak należy, miejsce we władzach zagwarantowano trenerowi piłkarskiemu - tragarzowi pomysłu rozgonienia tępionej zawzięcie od lat drużyny seniorów, spadkobierców wicemistrzów Polski z 1953 roku. Mając zerowe zaufanie u działaczy sekcji piłkarskiej trenerów, otrzymał mandat delegata z puli sekcji siatkówki!!! Traktowana jak siódme koło u wozu drużyna seniorów systematycznie traci swój sportowy potencjał i przy ledwie skrywanej uciesze zarządu, ląduje w klasie B. Panowie, których jednoczy obłąkańcza myśl o piłce seniorskiej - przyczynie wszelkiego zła w klubie, zacierają ręce: droga do C klasy jawi się całkiem wyraziście, więc kiedy zawalidroga zostanie usunięta, na Głowackiego ruszą ku światowym wyżynom strzelcy, spadochroniarze i biegacze na orientację…


„Być albo nie być” piłki seniorskiej w Wawelu, to pytanie nie tylko do nowo wybranego zarządu klubu, statutowo zobowiązanego do troski o wszystkie, bez wyjątku, dyscypliny sportu. To także pretekst do czynu sportowych władz miasta, regionalnych i lokalnych organów związku piłkarskiego. Działacze MZPN rok temu pospieszyli z realną pomocą, przejmując na siebie koszty ponoszone przez klub na płacę trenera oraz opłaty sędziowskie i statutowe. I wtedy wybuchła bomba małego kalibru w postaci protest songu paru klubów A-klasowych, interpretujących ten rodzaj pomocy jako nieuzasadnione wyróżnianie Wawelu.


Wśród mocno szarżujących na kierownictwo związku prym wiódł prezes nowohuckiej Wandy. Według niego jakiekolwiek wsparcie natury finansowej ocierać się miało o nihilizm prawny i wołało o interwencję Komisji Rewizyjnej. Nie upłynęło zbyt wiele wody w Wiśle, zwłaszcza że mieliśmy długotrwałą posuchę w przyrodzie, aż ten sam prezes, patrzący na pomocową działalność wobec Wawelu, sam znalazł się w tarapatach i nie ma za co opłacić należności wobec krakowskiego podokręgu piłkarskiego… Śle epistołę, w której wyjaśnia, że nie może związać końca z końcem, albowiem nie dostał na bieżący rok ani grosza z samorządowej kasy i z tej racji prosi o umorzenie zobowiązań. Błyskawiczna interwencja u najwyższych władz sportowych miasta nie odkryła spisku zawiązanego na pohybel Wandy, ale pokazała nierozliczenie się z dotacji wcześniejszej, co w każdym przypadku skutkuje blokadą bieżących. Związek, poinformowany o powodach przykręcenia kurka Wandzie, miał dobry pretekst, aby przypomnieć jej szefowi postawę sprzed roku z okładem i oddalić suplikę wołającą o ulżenie w finansowej opresji. Poszedł inną drogą, prosząc jedynie o zakarbowanie w świadomości sterników Wandy porzekadła o konieczności życzenia komukolwiek czegoś, co niemiłe jest samemu sobie…


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty