Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Podkarpacie > Seniorzy > II liga (wschód)
Stal Sandeco Rzeszów znów traci punkty w meczu, który powinna wygrać

Stal Sandeco Rzeszów - Wigry Suwałki 2-2 (2-2)

0-1 Ołowniuk 15
1-1 Gryboś 16
2-1 Kiema 18
2-2 Chudziński 45+2
Sędziował Jacek Małyszek (Lublin). Żółte kartki: Majda, Kloc, Kiema - Makarewicz, Danilczyk. Czerwona kartka: Majda (90+1, druga żółta). Widzów 1000.
STAL:
Wróbel (46 Nalepa) - Hus (82 Chukwuemeka), Duda, Majda, Chałas - Krauze, Kiema, Kloc, Sikorski - Wójcik, Gryboś.
WIGRY: Salik - Bajko, Łapiński (46 Lauryn), Danilczyk, Makarewicz - Makuszewski, Drągowski, Świerzbiński, Radzio (61 Sadowski) - Chudziński (90 Kesler), Ołowniuk (71 Kowalski).

O tym, że Stal nie wygrała tego meczu zadecydował błąd Tomasza Wróbla w doliczonym czasie pierwszej połowy oraz - tu bez zmian - fatalna skuteczność rzeszowian. Podopieczni Czesława Palika znów zagrali dobre spotkanie, ale wystarczyło to tylko do zdobycia jednego punktu. - Stal była zespołem lepszym i powinna wygrać - komentarz trenera Wigier Zbigniewa Kaczmarka mówi wszystko.

Najmocniejszą stroną Wigier miała być gra obronna. Okazało się jednak, że brak pauzującego za żółte kartki kapitana i podstawowego środkowego obrońcy Marcina Rogozińskiego był aż nadto widoczny i defensywa gości nie stanowiła monolitu. Ba. Popełniała błąd za błędem i tylko własnej indolencji strzeleckiej rzeszowianie "zawdzięczają" że znów schodzili z boiska ze zwieszonymi głowami. W porównaniu z poprzednim meczem było o tyle lepiej, że gospodarze zdobyli dwie bramki, ale jak na złość fatalny błąd popełnił Tomasz Wróbel, który wypuścił piłkę z rąk po strzale Daniela Ołowniuka i nadbiegający Mateusz Chudziński wpakował ją do bramki. To była 47 minuta pierwszej połowy i zaraz sędzia zaprosił piłkarzy na przerwę.

Mecz zaczął się od ataków "stalowców", którzy otrząsnęli się po porażce z Olimpią Elbląg i szybko chcieli zmazać plamę, jaką dali w tamtym spotkaniu. Już w 4 minucie przed szansą stanął Ireneusz Gryboś, ale główkował wprost w Karola Salika. Po kwadransie na stadionie zapanowała cisza. Artur Chałas nie zatrzymał Chudzińskiego, który wyłożył piłkę Ołowniukowi, a ten umieścił futbolówkę w bramce. Taki obrót wydarzeń nie załamał jednak gospodarzy, którzy w dwie minuty zdobyli dwa gole. W obu przypadkach podawał Paweł Kloc, a strzelali Gryboś (nad wybiegającym z bramki golkiperem gości) oraz Serges Kiema uderzeniem głową. W tej drugiej sytuacji co najmniej pół asysty można zapisać Salikowi. Bramkarz Wigier źle obliczył lot piłki, która spadła na głowę pomocnika Stali i zatrzepotała w siatce. To tylko dodało animuszu miejscowym i po chwili mogło być po zabawie. Sam na bramkę przyjezdnych pognał Wojciech Krauze, ale w decydującym momencie za mocno wypuścił sobie piłkę i uderzył obok bramki. Kiedy wszyscy czekali na gwizdek sędziego kończący pierwszą odsłonę miała miejsce sytuacja opisana na początku i Stal zamiast pewnie prowadzić, zaledwie remisowała.
Przed przerwą najgroźniejszą bronią rzeszowian były prostopadłe piłki między dwóch środkowych obrońców, co zauważył trener gości Zbigniew Kaczmarek i zdjął z boiska Przemysława Łapińskiego, który jest bratankiem Tomasza Łapińskiego, byłego obrońcy reprezentacji Polski oraz m.in. Widzewa Łódź oraz Legii Warszawa. Umiejętnościami jednak w niczym nie przypomina słynnego wujka i o meczu w Rzeszowie będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Po przerwie rzeszowianom grało się zdecydowanie trudniej. Obrona Wigier już nie była tak łatwa do rozmontowania, a także zaczynało gospodarzom brakować "pary". Cały czas miejscowi starali się jednak atakować i o mały włos nie dopięli swego. W 85 minucie Kloc dośrodkował w pole karne, głową strzelał Karol Wójcik, ale piłka ku rozpaczy kibiców zatrzymała się na słupku. - To coś niesamowitego. Gdyby to strzelała inna drużyna, to na pewno ta piłka jakimś cudem wpadłaby do bramki - niemal chórem mówili po meczu piłkarze Stali. Strzelała jednak Stal, futbolówka do bramki nie wpadła i mecz zakończył się remisem. Nie ma co narzekać na los, bo ten Stal szczególnie w I połowie miała we własnych rękach. W przypadku gola na 2-2 dosłownie...

Paweł Marzec

Zdaniem trenerów:

Czesław Palik (Stal):
- Nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z trenerem Kaczmarkiem. Mecz mogliśmy rozstrzygnąć już do przerwy mając wyśmienite sytuacje, ale znów zrobiliśmy bohatera z bramkarza gości. To co się stało w doliczonym czasie pierwszej połowy pozostanie osobistym dramatem naszego bramkarza, który teraz siedzi w szatni i ciężko wyciągnąć z niego choćby słowo. Nie do końca zgodzę się z trenerem rywali, który twierdzi, że jego zespół zagrał bardzo słabo. To my graliśmy dzisiaj z niesamowitym sercem i zaangażowaniem. To co robił w obronie jeden ze starszych zawodników Krzysiek Majda, to trzeba być pełnym podziwu dla niego. Dzisiaj praktycznie każdy z zawodników walczył na całego i kibice, którzy dzisiaj byli na meczu muszą uszanować ten wysiłek. Jak goście mieli rzut wolny w doliczonym czasie gry, to już przychodziły do głowy najczarniejsze myśli. Gdybyśmy wtedy stracili gola, to chyba całkiem zrezygnowałbym z pracy w sporcie. Wierzę, że zła karta się w końcu od nas odwróci. Jestem to winien kibicom, którzy cały czas we mnie wierzą i dopóki oni nie dadzą sygnału, abym odszedł, to nie zrezygnuję i zrobię wszystko, aby w końcu Stal zaczęła wygrywać.
Zbigniew Kaczmarek (Wigry):
- Chciałbym pogratulować Stali bardzo dobrej postawy. My natomiast zagraliśmy bardzo słabo i bardzo szczęśliwie dzisiaj zremisowaliśmy. Gospodarze dominowali w zasadzie we wszystkich elementach gry i mieli mnóstwo sytuacji podbramkowych. Nie wiem skąd się wzięła nasza słaba dyspozycja. Trzy dni temu rozegraliśmy naprawdę dobry mecz w Brzesku, a dzisiaj było fatalnie. Zawiedli mnie wszyscy zawodnicy i musimy z tego meczu wyciągnąć wnioski. Jeśli Stal będzie cały czas grała tak jak z nami, to w końcu dopadnie rywala i wygra. Życzę jej tego z całego serca.

(PM)

WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty