Raba Dobczyce – Beskid Andrychów 0-0

Sędziowali: Wojciech Curyło oraz Paweł Sikora i Janusz Korzeniak z Krakowa. Żółte kartki: Szczeciński, Lęckoś – Zając.
RABA: Mazurkiewicz – Idzi, Czarnota, Nowak, Lęckoś (33 Ślósarczyk) – Suder (46 Skrzypek), Szczeciński, Pudlik, Ziemianin – Piwowarczyk, Hyży.
BESKID: Kurzyniec – Kuźma (62 Strzeżoń), Galos, Zając, Łysoń – Kubik, Wandzel (83 Gaszman), Kozłowski, Sobala – Adamus, Matusiak (59 Zwińczak).

Jesienią andrychowianie wysoko wygrali na własnym boisku, bo 4-0 i teraz, w konfrontacji z innym beniaminkiem, ponownie liczyli na pełną pulę. Okazji im nie brakowało, co najwyżej szczęścia, no bo jak inaczej wytłumaczyć sytuację, kiedy po strzale Adamusa piłka odbiła się od słupka, przetoczyła się po linii bramkowej, wychodząc w pole. To było w drugiej części, w której andrychowianie dominowali na boisku. – Liczyliśmy na pełną pulę, ale remisem też nie gardzimy. Choć nasz los jest przesądzony, wiosną postaramy się o niespodzianki – zapowiada Edward Wandzel, trener Beskidu.

Nie był to na pewno porywający mecz, chociaż kilka akcji mogło się podobać. W I połowie to goście byli o krok od zdobycia bramki. Szarżujący na całej długości boiska Matusiak wespół z Zającem bliscy byli pokonania Mazurkiewicza. W zespole Raby akcji kontrujących szukali głównie Suder z Nowakiem, lecz tylko na próbach się skończyło.

Po przerwie piłkarze z Andrychowa przycisnęli jeszcze mocniej i tylko swojej niefrasobliwości strzeleckiej zawdzięczają, że nie zdobyli w tym meczu bramki, bo strzały Adamusa czy Gaszmana powinny wylądować w bramce Raby.

Prowadzeni dziś po raz pierwszy przez nowego szkoleniowca - Dawida Sudera - zawodnicy z Dobczyc mogli w samej końcówce przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Nowak znalazł się na dobrej pozycji, ale piłka po jego strzale z 16-18 m nie trafiła do celu.

kamil, BARP