Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Główna środek > II liga
RYSZARD NIEMIEC o przodującej roli krakowskiej myśli szkoleniowej i dziwnej polityce czołowych klubów małopolskich2014-04-21 11:46:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (234)

Cudze chwalicie…


Z chwilą objęcia sterów narodowej reprezentacji przez Adama Nawałkę, jak najbardziej uprawniona jest teza o przodującej roli krakowskiej myśli szkoleniowej w ujęciu ogólnopolskim. Tym bardziej dziwna jawi się polityka zatrudnieniowa prezesów naszych czołowych klubów małopolskich. Osobiście najbardziej żałuję rozwodu trenera Kazimierza Moskala z Bruk-Betem Nieciecza, klubem, który w oparciu o jego warsztat i ekonomiczny fundament firmy państwa Witkowskich, praktycznie wkroczył jedną nogą do ekstraklasy… A jednak te brakujące do awansu sekundy, odcisnęły się negatywnie na losie wielce obiecującego szkoleniowca, zmuszonego do wyruszenia na katowickie saksy. Pozostanie tajemnicą gabinetów prezesowskich niespodziewane powierzenie roli jego następcy trenerowi Piotrowi Mandryszowi, dotąd znanemu z wąskiej specjalności obsługi piłkarstwa śląskiego (wyjątek od reguły: praca w Pogoni Szczecin). Takie zderzenie cywilizacyjne, w tym przypadku, nienajlepiej służy zaspokojeniu aspiracji racji stanu małopolskiego futbolu klubowego. Mówiąc nawiasem, Mandrysz bynajmniej nie narzeka, albowiem dawno nie miał okazji współpracować z tak solidnym pracodawcą, płacącym pensję i premie z zegarmistrzowską regularnością.


Z pogranicza śląskiego wezwany został pod broń w barwach Garbarni trener Mirosław Kmieć. Uchodzi za człowieka chłonnego na wiedzę, o rozbudzonych ambicjach, które mógł z nadwyżką zaspokoić, wyprowadzając brązowych ze spadkowej opresji. Nie wyszło, mimo że na tle polskiego krajobrazu klubowego klub z Rydlówki uchodzi za oazę stabilności materialnej, a do dyspozycji ma sporę grono nie całkiem zgranych rutyniarzy z ekstraklasowym stażem. Trochę z kapelusza, a właściwie ze śląskiego beretu z antenką wyskoczył kolega Piotr Stach, odpowiadający za dolę i niedole klubu z Okocimia. Trafił na wcale dostatni budżet, wprawdzie w ostatniej chwili zmontowany, dzięki łaskawości firmy Can Pack, ale cudów nie zwojował; wręcz przeciwnie. Operacja ratunkowa zapowiadała się całkiem obiecująco, niestety, trenerowi sytuacja wymknęła się spod kontroli, czego wyrazem jest nie tylko czerwona latarnia, ale i dupobicie sprawione piwoszom przez przedstawiciela piłkarstwa mazowieckiego z Ząbek.


Lista zaimportowanych trenerów zawiera także spadochroniarzy z innych części kraju, z tych bliższych, jak Ryszard Kuźma z Rzeszowszczyzny, czy dalszych jak Przemysław Cecherz, zaczynający karierę nauczyciela futbolu w rodzinnych Koluszkach. Trafili do klubów sądeckich (Sandecja i Kolejarz Stróże), które otarły się w swoim czasie o ekstraklasowy przedsionek. Kolejarz, zaskoczony i przerażony wizją spadającego niczym gołąbki z nieba do gąbki- awansu, przy pomocy Cecherza nigdy więcej na taką ekstrawagancję sobie nie pozwolił. Stawiając na stagnację, czyli zadowolenie z racji utrzymywania statusu pierwszoligowego, obniżył poprzeczkę wymagań stawianych trenerowi, na co ten realistycznie przystał. Nie dziwota, że z takiego podejścia musiało się zrodzić jeszcze bardziej realne zagrożenie spadkiem do II ligi, które właśnie jest przerabiane.


Flagowy klub Sądecczyzny jakim jest Sandecja przez pierwsze lata pierwszoligowego stażu uchodził za klub o zdrowych fundamentach ekonomicznych, co brało się z solidnego wsparcia magistratu, kierowanego przez  zdeklarowanego mecenasa futbolu - prezydenta Ryszarda Nowaka. Kiedy, niestety, przyszło ZUS-owskie tąpnięcie, w Nowym Sączu skończyło się zawodnicze eldorado. Należało więc uszczerbek materialny nadrobić warsztatem szkoleniowym, ale ta formuła rozwoju klubu coraz bardziej szwankuje.


Na tym tle, z inwentaryzacyjnego przeglądu poziomu małopolskich klubów I i II ligi, jednoznacznie pozytywnym wynikiem prezentują się drużyny z Niepołomic i Limanowej. Zarówno Puszcza, jak i Limanovia znajdują się na fali wznoszącej, systematycznie rozwierając nożyce poziomu możliwości organizacyjno-materialnych środowiska a osiągniętym już potencjałem sportowym.


Pierwszym wnioskiem, niech będzie, że powierzchownym, jaki płynie z niniejszej analizy, jawi się bezsprzecznie sukcesotwórcza rola trenerów Dariusza Wójtowicza i Dariusza Sieklińskiego. Obaj mocno wkorzenieni w piłkarski pejzaż Małopolski, całą garścią korzystają z dorobku tutejszej myśli szkoleniowej, bezwzględnie przodującej w kraju. W odróżnieniu od wyżej wymienionych kolegów, znajdują się w orbicie struktur trenerskich MZPN, nie unikając żywej społecznej współpracy dla rozwoju dyscypliny w regionie. To jest w dużym stopniu modelowa wskazówka personalna dla znajdujących się w rozmaitych opresjach klubów małopolskich. Mam tu na myśli grono będących na telefonicznym podorędziu wybitnych trenerów, chwilowo pozostających na przymusowych urlopach. Oni w pierwszym rzędzie powinni mieć pierwszeństwo w przymiarkach zatrudnieniowych, nie tylko przez skalę dorobku, jak i głód czynu. Zaiste jest skaraniem boskim i przejawem marnotrawstwa, że tacy ludzie jak Marek Motyka, Jerzy Kowalik, Tomasz Kulawik, szlifują bruk krakowskiego rynku, albo stają się tanią siłą roboczą telewizyjnych stacji pokazującym narodowi ligowy futbol…


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty