Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Główna środek > Ekstraklasa
RYSZARD NIEMIEC: Czy jedyną gwarancją bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich pozostanie ich zamknięcie na stałe?2016-10-01 17:44:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (363)

Realny problem...


W tych dniach obchodzimy 40. rocznicę pamiętnego meczu, jaki rozegrał ówczesny mistrz Polski - mielecka Stal z madryckim Realem, już wtedy uchodzącym za klub legendarny. Miałem szczęście nie tylko oglądać pasjonuje spotkanie, ale i dostąpić zaszczytu przeprowadzenia wywiadu z Milanem Miljanicem - trenerem Królewskich… Był zdumiony rozległą infrastrukturą sportową powiatowego Mielca (największa podówczas hala w Polsce, basen olimpijski, nowoczesny stadion na 40 tysięcy widzów). Najbardziej zdumiało go klubowe lotnisko (nieprawda, bo lotnisko należało do fabryki produkującej samoloty - WSK), o którym mu opowiedziano w celach propagandowych i kontrwywiadowczych, a najbardziej siła gry podopiecznych trenera Zientary. Trzeba pamiętać, że działo się to 2 lata po zdobyciu przez reprezentację Polski srebrnego medalu na mistrzostwach świata w Niemczech, po zdobyciu korony króla strzelców przez Grzegorza Lato, który wraz Kasperczakiem, Szarmachem, Kuklą, Rześnym, stanowili trzon zarówno reprezentacji, jak i jedenastki klubowej.


Do historii mecz przechodzi nie ze względu na wynik (2:1 dla Realu), ale na fakt, że na widowni znalazło się, mniej więcej, tyle osób, ile mieszkańców liczył Mielec w 1976 roku! 40 lat później Real przyjedzie do stolicy Polski, liczącej prawie 2 miliony mieszkańców i… zagra przy pustych trybunach!!! Stadionowa bandyterka dokonała dzieła podczas meczu Ligi Mistrzów z niemiecką Borussią Dortmund. Szczegóły są opinii publicznej znane, podobnie jak dorobek kiboli warszawskich na europejskich stadionach. Nie pomogły poprzednie kary nakładane przez UEFA co sezon od 2013 roku w postaci szlabanów dla widzów, ba, zjawiska patologiczne mające miejsce przy Łazienkowskiej jeszcze się nasiliły. Trudno, aby było inaczej: ruch kikolski, żonglujący retoryką hurrapatriotyczną i antykomunistyczną, dostał sygnały aprobaty z ust najwyższych czynników politycznych w państwie, interpretując je jako akceptację wandalizmu, rasizmu i nacjonalizmu. Kto sieje wiatr, zbiera burzę, więc Legia została dopadnięta gromem z jasnego nieba. Zamiast zarobić krocie na reklamach, biletach i wynajmie skyboksów podczas meczu, będzie musiała do interesu dołożyć, a tym samym położyć krzyżyk na planowanym doszlusowaniu budżetowym do europejskiej czołówki klubowej.


Aliści to nie koniec złowieszczych skutków stadionowej destrukcji kibiców. Zawisł oto nad klubem miecz Damoklesa, jaką jest zapowiedź wycofania się z inwestowania głównego, większościowego, udziałowca piłkarskiej spółki akcyjnej - Mioduskiego! Z najświeższych doniesień medialnych wynika, że człowiek ma dość wykonywania trudnej misji przekształcania Legii w klub nawiązujący swym potencjałem materialnym, organizacyjnym i sportowym europejskim potentatom, w warunkach nieustannego rzucania piachu w szprychy. Mioduski zrozumiał, że eskalacja awantur na trybunach ligowych i euro pucharowych spotkała się z adekwatnymi retorsjami finansowymi UEFA, na które Legię wprawdzie stać, ale o rozwoju i zysku trudno mówić. Zrozumiał również, że na dalszą metę nie jest możliwa tolerancja wobec złoczyńców, ani kontynuowanie dialogu z „żyletą” i „staruchami”. Jeśli Mioduski opuści Legię, będzie to znak, że fazy cierpliwości wobec patologicznych kręgów kibicowskich ulegają naturalnemu skróceniu. Waltera i jego ITI cechowała anielska cierpliwość prawie dekadę, Mioduski ma dość po niecałej pięciolatce, ewentualnych chętnych wyrzucania pieniędzy w błoto z pewnością będzie bardzo trudno znaleźć.


Casus Legia jest nauczką dla całej reszty Polski, zwłaszcza dla klubów zmagających się z analogicznymi zagrożeniami. Życie stadionowe uczy, że w nieodległej przeszłości zamykano stadiony w Krakowie, Chorzowie, Wrocławiu, Poznaniu i Wrocławiu; wszystkie one pozostają pod pręgierzem recydywy i mogą stać się obiektem podobnych działań penalizujących ze strony ciał dyscyplinarnych PZPN. Związek z kolei nie może opierać swej polityki na nakładaniu coraz sroższych kar. Pora na głębszą refleksję po doświadczeniach Legii. Nie od dziś bowiem wiadomo, że w łonie kierownictwa związku od wielu lat dominuje wiara w jaśniejszą stronę duszy polskich kibiców, stąd wiara w sens przebaczania win, prowadzenie aktywnego dialogu, a nawet przypochlebiania się wiarołomnemu partnerowi. Czy takie podejście ma sens i przyszłość? Warto o tym pogadać, choćby niebawem, na kieleckiej, dorocznej konferencji o bezpieczeństwie na stadionach. Warto, bo jeśli stan rzeczy wykazywać będzie systematyczną eskalację niepokojów i łamania prawa, jedyną gwarancją bezpieczeństwa na obiektach piłkarskich pozostanie ich zamknięcie na stałe!


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty