Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Główna środek > Ekstraklasa
Arkadiusz Kubik o Cracovii: Trzeba pogadać po męsku2015-03-10 18:00:00

- W Cracovii musi dojść do męskiej rozmowy. Bez tego wszyscy w klubie do samego końca będą drżeć o utrzymanie w ekstraklasie – uważa Arkadiusz Kubik, wychowanek krakowskiego zespołu i dwukrotny reprezentant Polski.


- Co się dzieje z pana macierzystym klubem?

- Nie jestem przy drużynie, ale z boku wygląda to trochę tak jakby szwankowała komunikacja między trenerem i zawodnikami. Bo niektórych piłkarzy Cracovia ma naprawdę bardzo dobrych i nie wydaje mi się, aby przyczyna kiepskich wyników tkwiła akurat w jakości poszczególnych graczy. Robert Podoliński jest młodym i ambitnym trenerem, lecz ekstraklasa stawia jednak zupełnie inne wymogi niż pierwsza liga. Być może obecny trener „Pasów” zakładał sobie budowę zespołu na 2-3 lata, ale jak coś po drodze nie idzie, to człowiek się dołuje, siada psychicznie i boi się podjąć ryzykownych zagrań. Dlatego Cracovia przegrywa.


- Jak określiłby pan wiosenne poczynania „Pasów”?

- No cóż, brakuje punktów i Cracovia stacza się coraz niżej w ligowej tabeli. Po 30 kolejkach dorobek będzie podzielony na pół, a wtedy sytuacja może się zrobić jeszcze bardziej dramatyczna. Wiadomo, że gra się do końca, ale jeśli zespół nie zdobywa punktów w spotkaniach z drużynami, które da się pokonać, to nie napawa to wszystko optymizmem. Każda kolejna porażka coraz mocniej siedzi w głowach zawodników i sprawia, że coraz trudniej im się odblokować.


- Nie licząc Bełchatowa, Cracovia ma najmniej strzelonych goli w stawce. Gra ofensywna jest największym problemem tej drużyny?

- Trudno polemizować z tym, że brak rasowego napastnika jest największą bolączką Cracovii. Ani Dariusz Zjawiński, ani Deniss Rakels, ani wcześniej Dawid Nowak, z którym wiadomo co się stało, nie są takimi zawodnikami, którzy byliby z przodu siłą napędową. Tu nie chodzi o żadnego wirtuoza, ale kogoś, kto dobrze gra w powietrzu, umie się zastawić i znaleźć w polu karnym, a przy tym jest dość skuteczny. Jak choćby Bartek Ślusarski, który kiedyś występował przy Kałuży. Brak klasowego atakującego jest teraz bardzo odczuwalny w Cracovii.


- Wierzy pan, że Hiszpan Ortega – pozyskany tuż przed zamknięciem okna transferowego – okaże się lekiem na całe zło w ofensywie?

- Ciężko powiedzieć. Pamiętajmy, że Cracovia ma za sobą okres przygotowawczy w innym składzie i nowemu zawodnikowi trudno jest tak z marszu w trakcie rundy wskoczyć do jedenastki. Każdy potrzebuje trochę czasu, aby poznać specyfikę gry danego zespołu i odnaleźć się w nowym otoczeniu. Transfery w ostatniej chwili zawsze niosą znamiona ryzyka i dopiero okaże się, czy w przypadku Ortegi warto było to ryzyko podjąć. Trudno jednak wymagać, aby jeden gracz samemu odmienił oblicze zespołu. Na boisko wybiega jedenastka i każdy w niej musi wykrzesać z siebie maksimum wysiłku i koncentracji, aby drużyna odnosiła sukcesy. Jeśli nie wykorzystuje się takich okazji, jak w końcówce ostatniego meczu z Łęczną, gdy z kilku metrów zawodnik nie jest w stanie trafić głową do praktycznie pustej bramki, to faktycznie robi się kłopot.


- Czym wytłumaczyć tylko jedną wyjazdową wygraną w lidze na 12 spotkań?

- Myślę, że rozwiązanie tego problemu znajduje się w głowach zawodników. W ekstraklasie mieliśmy już kilka takich drużyn, które miały swego czasu olbrzymie problemy z grą na obcych stadionach. Bodaj najlepszym przykładem jest Jagiellonia Białystok, która wygrywała u siebie, a na wyjazdach śrubowała w najlepsze serię bez zwycięstwa. Jestem przekonany, że odniesienie jednego czy dwóch triumfów na obcym terenie pozwoliłoby się odblokować zawodnikom Cracovii. Można wytrenować szybkość i wytrzymałość, można poukładać plan taktyczny, ale psychika jest w tym wszystkim najważniejsza.


- Za Cracovią także kompromitujące 0:2 z drugoligowcem w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Pucharu Polski. Pogodził się już pan z odpadnięciem z tych rozgrywek?

- Przed Cracovią jeszcze rewanż, więc na razie nie zakładajmy najgorszego. Ale faktycznie, to pierwsze spotkanie było niemiłą niespodzianką, żeby nie powiedzieć – sensacją. Liczę, że zawodnicy „Pasów” w drugiej połówce tego dwumeczu staną na głowie i zmażą tę plamę. Z pewnością nie jest przyjemnie patrzeć, gdy drużynowa drugoligowa gra z Cracovią jak równy z równym i wygrywa 2:0. Jeżeli krakowianie nie zwyciężą w rewanżu, to przypuszczam, że później w lidze będzie im bardzo ciężko przerwać złą passę i zanotować wygraną. Spotkanie z Błękitnymi będzie dla „Pasów” swoistym meczem na przełamanie. Zwłaszcza że wkrótce drużynę czeka derbowa potyczka z Wisłą, w której właśnie zmienił się trener i która będzie zdeterminowana, aby przybliżyć się do miejsca w ósemce. Jeżeli w tych najbliższych meczach nie będzie korzystnych wyników, poważnie zastanowiłbym się nad przyszłością drużyny. A jeśli nie idzie zespołowi, to wiadomo, że zawsze winny jest trener. Czasami trzeba podjąć radykalne decyzje.


- Czyli decyzja o zwolnieniu Roberta Podolińskiego nie będzie żadnym zaskoczeniem?

- Nie będzie. W futbolu nie ma miejsca na sentymenty, o czym boleśnie przekonał się właśnie Franciszek Smuda. Czy szkoleniowiec dużo bardziej doświadczony, który zdobywał mistrzowskie tytuły z różnymi zespołami. Wiadomo, że w trakcie sezonu nie da się wymienić całej kadry i jedynie można spróbować zmienić trenera. Przypuszczam, że w przypadku Cracovii będzie tak samo.


- Jak ocenia pan szanse Cracovii na pozostanie w lidze? Czyim kosztem miałaby się utrzymać?

- Walka o miejsce w elicie będzie do samego końca. Zawisza był skazywany na pożarcie, ale zaczął gromadzić punkty i na pewno broni nie złoży. Ruch też zaczął wygrywać i widać, że pod okiem fachowca na ławce trenerskiej wychodzi wreszcie z kryzysu. Po podziale punktów sytuacja jeszcze bardziej się skomplikuje i spodziewam się, że na ostatnich miejscach będzie gorąco do finałowej kolejki. Oczywiście chciałbym, żeby Cracovia się utrzymała, ale nie podejmuję się w tej chwili typować, kto się uratuje, a kto zostanie zdegradowany.


- Pośród ogólnej mizerii ktoś w zespole „Pasów” zasługuje na wyróżnienie?

- Mimo wszystko, Marcin Budziński i Bartosz Kapustka. To dwaj kreatywni zawodnicy, którzy wnoszą dużo do zespołu. Jeśli 18-letni Kapustka dalej będzie się rozwijał w takim tempie, wróżę mu naprawdę ciekawą przyszłość. Już teraz jest przecież podstawowym zawodnikiem klubu z ekstraklasy, znalazł też w uznanie w oczach selekcjonerów reprezentacji młodzieżowych. Cracovia może mieć z niego pożytek na długie lata. O ile będzie potrafiła spożytkować cały jego potencjał. Trzecim filarem zespołu jest dla mnie Krzysztof Pilarz. To bardzo dobry bramkarz i kiks w spotkaniu z Łęczną niczego w tej kwestii nie zmienia. Wcześniej wielokrotnie ratował on zespół i przyczyniał się do zdobywania punktów. Na bazie tej trójki można budować zespół pod kątem fajnej gry.


- A jak skomentuje pan dotychczasową postawę zawodników sprowadzonych zimą do Cracovii?

- Szczerze mówiąc, nie uważam ich za wzmocnienia kadry. Co najwyżej za uzupełnienia. Piotrek Polczak to ligowy wyjadacz, ale na razie nie potrafi odnaleźć się w Cracovii. Takiemu zawodnikowi nie mogą się przytrafiać takie błędy jak na początku tej rundy. A Sreten Sretenović i Erik Jendrisek, czyli dwójka obcokrajowców, też musi jeszcze poznać ten zespół i solidnie popracować na treningach. Z całą pewnością nie można o nich teraz powiedzieć, że są zawodnikami, którzy będą wygrywać Cracovii mecze.


- Z taką grą właścicielowi klubu ciężko będzie przyciągnąć kolejnych sponsorów, takich jak choćby firma bukmacherska Fortuna?

- Otóż to. Sponsorzy idą tam, gdzie są wyniki i ładny futbol – a w Cracovii na razie jest z tym krucho. Ale uważam, że to kwestia przebudzenia się, bo jesienią „Pasy” rozegrały kilka naprawdę fajnych meczów. Szczególnie w końcówce rundy, kiedy wygrywały u siebie i grały na zero z tyłu. Profesor Janusz Filipiak nie należy do biednych ludzi, ale wiadomo, że nie będzie sam wszystkiego wykładał na klub. Żeby przyciągnąć nowe firmy, wszyscy w Cracovii muszą teraz skonsolidować siły – od właściciela przez sztab szkoleniowy po samych piłkarzy. Powinni oni usiąść razem i pogadać po męsku, co kogo boli. Trzeba jak najszybciej oczyścić atmosferę, a później zakasać rękawy i wziąć się do dalszej roboty, bo jeszcze nie wszystko jest stracone.


www.arskomgroup.pl




2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty