Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Aktualności
RYSZARD NIEMIEC o poziomie zadbania krajowej czołówki królowej sportu i poziomie egzystencji amatorskich sekcji w polskim buszu2017-03-18 10:40:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (388)

Obie strony złotych medali


Dusza prawdziwego kibica jest płochliwa i mało pragmatyczna. Swoje cechy, sympatyczne, ale zmienne, ujawniła ostatnio przy okazji celebrowania wielkich, medalowych żniw na lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Belgradzie. Pod wpływem powtarzanej co i raz melodii Mazurka Dąbrowskiego ukołysani zostaliśmy sugestią, że oto odrodziła się potęga naszej królowej sportu, że mamy do czynienia z nowym Wunderteamem. Porównanie sukcesu z Belgradu z triumfem reprezentacji na letnich mistrzostwach Europy w Sztokholmie 1958, gdzie capnęliśmy osiem złotych krążków, narzuca się automatycznie…


Pora jednak uwolnić się od matematycznych skojarzeń i zweryfikować podejście euforyczne, czyli zejść na ziemię i ogłosić, że sukces jest, ale umiarkowany! Tak się złożyło, że coraz większa liczba zawodniczek i zawodników światowego formatu stara się ograniczać starty halowe, koncentrując się na jednym szczycie formy. Dla większości celem głównym w tym roku są starty na londyńskich mistrzostwach świata seniorów i ich bydgoskich odpowiednikach w kategorii młodzieżowców. Stwarza ten fakt spore preferencje dla sporej grupy sportowców specjalizujących się w budowaniu formy na zimowe sprawdziany. Wolną przestrzeń dla konkurencji stworzyła dyskwalifikacja tradycyjnie silnej kadry rosyjskich lekkoatletów, która w skokach i biegach zawsze bywa trudna do pokonania. To napisawszy szybko dodaję jednak wyświechtany frazes o „wyniku, który idzie w świat”… Belgrad przyniósł ze sobą nie tylko sowity wianuszek medali, ale stał się mocnym bodźcem dla opinii sportowej w kraju. Skorzysta na tym królowa sportu, która, niestety, w warunkach III Rzeczpospolitej i gospodarki wolnorynkowej, bardzo straciła na popularności i znaczeniu. Jako zespół dyscyplin niekasowych była systematycznie rugowana z wielkich polskich klubów i gdyby nie Polska powiatowa, a także wielkoduszność resortu obrony(ośrodki szkoleniowe w Bydgoszczy i Wrocławiu) przyszłoby jej sczeznąć. Tezę podpiera systematyczne ogołacanie obiektów sportowych z bieżni i innych urządzeń lekkoatletycznych.


W tej sytuacji szansą dla krajowej czołówki stała się znacząca pomoc państwa. Polski Związek Lekkiej Atletyki stał się de facto rozwiniętym klubem, zapewniającym optymalny socjal elicie zawodniczej, kwalifikowanej drogą zdobywania limitów na kolejne wielkie imprezy. Kiedy patrzy się na tegoroczną geografię obozów szkoleniowych naszej kadry, oczy samoistnie wychodzą z orbit. Kenia, Etiopia (dla biegaczek i biegaczy), Meksyk, Brazylia, Republika Południowej Afryki, Stany Zjednoczone (Kalifornia), Portugalia, Włochy… Tam czołówka zdobywa i szlifuje formę, zaś centralne ośrodki treningowe, te Wałcze, Spały, czy Cetniewa, zalicza na czas roztrenowania i czas międzystartowy… Nasi legendarni lekkoatleci z epoki Wunderteamu mogli jedynie pomarzyć o takich warunkach. Na wydatki na takim poziomie żaden klub nie jest w stanie sobie pozwolić, chwała zatem resortowi sportu, że stara się rozumieć potrzeby socjalne i klimatyczne, jakie narzuca współczesny model osiągania wyników na poziomie światowym. Nie zmienia to wszakże rozziewu pomiędzy poziomem zadbania krajowej czołówki, a poziomem egzystencji amatorskich sekcji la w polskim buszu, niedoinwestowanej, opartej zwykle na działaczu-jałmużniku i trenerze-szaleńcu! Jest jasne, że peryferyjny, nawet na skalę Łodzi, dzielnicowy Rudzki Klub Sportowy, nie byłby w stanie zaspokoić elementarnych potrzeb skoczka wzwyż Sylwestra Bednarka, gdyby nie silna wiara, że po wielu sezonach pełnych kontuzji i braku formy, powróci do europejskiej czołówki. Skąd szefowie klubu brali optymizm i znajdowali środki, pozostaje dla mnie znakiem zapytania. Albo ich odpowiednicy w jeszcze bardziej peryferyjnym klubie w Szczytnie, gdzie znalazł przytulisko kandydat na rekordzistę świata w rzucie kulą - Konrad Bukowiecki… Proszę mnie nie podejrzewać o mentalny prymitywizm, ale utrzymanie sportowca o parametrach Waligóry, generuje koszty nieporównywalne z jakimkolwiek innym zawodnikiem. Wiem o tym z niegdysiejszej sesji podglądania Władka Komara na stołówce Centralnego Ośrodka Przygotowań Olimpijskich na warszawskich Bielanach…


W ten sposób można rozpatrywać fenomen innych małych portów polskiej lekkoatletyki, w których dano szanse wielkim talentom i charakterom, że zamknę temat przykładem sprinterki Ewy Swobody z uczniowskiego klubiku w Tychach, czy rekordzistki Polski w skoku wzwyż - Kamili Lićwinko, pospołu z mężem dłubiącą od lat formę w anonimowym klubie na ewidentnym zahumeniu - Podlasiu Białystok…


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty